Erotyczny maraton: Dominic i Bronagh od L.A. Casey [opinia oraz moje przemyślenia bez spoilerów]
Ponieważ weekend z książkami kucharskimi został ciepło przyjęty postanowiłam zrobić kolejną podobną akcję. Od tego postu zapowiadam na OkiemMK.com Erotyczny Maraton. W ciągu dwóch lub trzech dni będę zamieszczać Wam opinię o książkach erotycznych, new adult czy gorących romansach. Na koniec akcji będzie także konkurs. Przewidują, iż pojawią się cztery posty. Kilka publikacji bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło, ale były też dwie pozycje, które nie przypadły mi do gustu. To o nich chcę Wam opowiedzieć na samym początku. A będą to dwie części serii o Braciach Slater, czyli „Dominic” i „Bronagh” od L.A. Casey. Powieści te mają sporo oddanych fanów na świecie, a polskie czytelniczki bardzo o nie prosiły.
Tytułowi bohaterowie to uczniowie ostatniej klasy liceum. On jest nowym uczniem walczącym w podziemnych walkach, ona jest odludkiem, który nie dość, że ma sporo kompleksów to jeszcze skłonności do przemocy. Obydwoje mają za sobą trudną przeszłość. W ich życiu i zachowaniu jest bardzo dużo przemocy. „Dominic” i „Bronagh” to new adult ficion skierowane do młodych ludzi w wieku 18-25 lat, w którym odnajdziecie takie motywy jak walka z demonami przeszłości, odkrywanie seksualności czy odnajdywanie własnej drogi życiowej. Dodatkowo przeżycia Bronagh ukazują problemy, z jakimi mierzą się młodzi ludzie w liceum – niezrozumienie, wyzwiska, nękanie. Za to historia Dominica jest o wiele mroczniejsza i zdecydowanie nie powinna ona się przydarzyć nastolatkowi.
W obu książkach dość wyraźnym wątkiem jest ten dotyczący walk podziemnych. Nie ma zbyt dużej ilości opisów dotyczących tego „sportu”, ale siedzi on gdzieś z tyłu głowy bohaterom. W pewnym stopniu przeszkadza im w planowaniu przyszłości. Plusem jest to, że dowiemy się, czemu Dominic walczy. Poznamy historię jego rodziny.
Podstawowym problemem tej powieści było zachowanie dwójki głównych bohaterów. Nazbyt szczeniackie, wulgarne, często obraźliwe. Powiedziałabym, że były to „końskie zaloty”, ale nie wiem czy to nie za delikatne określenie dla tego, co ta dwójka wyrabia. Zdecydowanie toksyczny związek. W „Bronagh” było już lepiej – szczególnie pod koniec historii, gdzie zauważyłam odrobinę samokrytyki przedstawionej w tej historii pary. W obu książkach znajdziecie sporo zaborczości, przemocy i wyzwisk nie tylko w relacji tej pary, ale i ich rodzin czy znajomych. W brew pozorom są to jeszcze dzieci, a ani w szkole, ani w domu nie mają odpowiednich wzorców zachowań czy autorytetów. Nie podobało mi się, że autorka w tak lekki i błahy sposób podeszła do ich postaw i nie podkreśliła mocno i wyraźnie, iż zachowują się źle – krzywdząc siebie i ludzi w swoim otoczeniu. Nie przeszkadza mi ukazywanie przemocy czy wulgarności w powieściach, ale powinna ona mieć zawsze cel. W tych książkach brakuje mi go. L.A. Casey bardzo pobieżnie scharakteryzowałam Nico i Bro skupiając się raczej na ich perypetiach. Postaciom tym brak głębi. Ot dwójka niestabilnych emocjonalnie i skłonnych do przemocy nastolatków, którzy choć w wielu aspektach nie rozumieją się i nie odpowiadają sobie postanawiają ze sobą być. Pomysł na tę opowieść nie był zły, ale można było rozwinąć ją w całkiem inny sposób – szerzej opisać ból po stracie rodziców, ubrać emocje z tym związane w słowa, zaznaczyć skąd się biorą ich problemy i jak im zaradzić lub nadać im sens. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Tutaj wiele się dzieje, gdyż poszczególne wątki są dynamiczne, ale przyczyny były dla mnie niewiarygodne tak jak i cała opowieść. Od tłumaczenie typu: „rodzice mi umarli, więc jestem agresywna” bez dygresji i zgłębienia tego problemu.
Nie są to technicznie źle napisane książki – czyta je się błyskawicznie, a jak sam wydawca pisze wątki związane z wulgarnością i siłą są dość nowatorskie, do tego każdy bohater ma w sobie sporo pasji, ale mi nie odpowiada taka wizja związku i zachowań młodych ludzi oraz brak celowości tych postaw. Brakowało mi w tej powieści kogoś, kto by ich przystopował, wskazał odpowiedni kierunek. Dzięki nim przysłowie: „kto się czubi, ten się lubi” nabrało całkiem nowego i negatywnego wymiaru. Widać, iż dzieciaki te buntują się, co jest całkiem normalne i naturalne w ich wieku. Dlatego tym bardziej destrukcyjność ich zachowań winna być podkreślona by młodzi czytelnicy, do których skierowana jest ta seria nie obierali jej bezkrytycznie i co gorsza nie naśladowali bohaterów. Jak widzicie książki te wywołały we mnie sporo emocji – to bardzo kontrowersyjne lektury i mam nadzieję, że skłonią osoby, które po nie sięgną do dyskusji na ich temat, a nie spowodują, iż wulgarność, wyzwiska czy przemoc staną się czymś powszechnym, o czym nie warto debatować. Chciałabym Wam napisać o nich więcej, ale każda dodatkowych informacji byłaby aż nazbyt dużym spoilerem.
Na koniec kilka słów o seksie w tych książkach. Nie ma go zbyt dużo w „Dominicu”, w „Bronagh” odnajdziecie go trochę więcej. W pierwszej części Bro odkrywa swoją seksualność i zalicza pierwsze doświadczenia w relacjach damsko-męskich. Są one pozbawione romantyzmu, ale osoby lubiące ostrzejsze i śmiało przedstawione sceny powinny być zadowolone. W następnej książce seks przedstawiony jest w śmiały i luźny sposób.
Podsumowując „Dominic” i „Bronagh” to new adult ficion, w którym historia miłosna oraz odkrywanie samego siebie naznaczone jest ogromną dawką wulgarności, ostrości, siły czy mocnym doznań w świecie osiemnastolatków. Dla mnie w tych opowieściach jest tego zbyt dużo, ale podejrzewam, że kontrowersyjność tych książek przyciągnie nie jedną osobę. Ja po ich lekturze zadaję sobie pytanie: czy nie pozwalamy na to by wulgarność, przemoc i destrukcyjne zachowania były postrzegane, jako coś normalnego?