Grzeszny doktor – Whitney G.
Dziś chcę Wam opowiedzieć krótko o drugim tomie serii Intensywne doznania. „ Grzeszny doktor ” podobnie jak „ Niegrzeczny szef ” to krótka, lekka i dość schematyczna powieść. Sama autorka już na początku zaznacza, że są to krótkie powieści, które zostały wydane pomiędzy jej dłuższymi opowieściami i miały służyć rozrywce przy kubku kawy. Seksowny samiec alfa, główna bohaterka, odrobina humoru i kilka gorących scen. I to właśnie otrzymujemy w tej historii. Bardzo, ale to bardzo kojarzy mi się ona z kieszonkowymi romansami typu „harlequinami”, które nie miały za dużo fabuły. Za to skupiały się na wątku romantycznym i teraźniejszości.
Jaki jest grzeszny doktor…?
Taki jest właśnie „ Grzeszny doktor ” – prosty, konkretny i niewymagający. Praktycznie płynie się przez tę opowieść i spędza się z nią przyjemne chwile, ale nie zapadają ona jakoś szczególnie w pamięci. Nie ma sporej dawki emocji czy sporych dawek śmiechu lub łez. Za to dość często podczas lektury uśmiechałam się. Czytało mi się to dobrze i szybko. Od 2 godzinki z czymś niezobowiązującym i przy czym nie trzeba myśleć.
Główni bohaterowie…
Podobały mi się potyczki pomiędzy głównymi bogaterami, czyli Garrettem i Natalie. Czułam chemię między nimi. Sporo scen dotyczących Garretta i jego pacjentek jest zabawnych i niestety mam wrażenie, że sporo mogłoby się zdarzyć naprawdę i pewnie gdzieś się zdarzają. Jako bohater odpowiada mi on bardziej niż ten z „Niegrzecznego szefa ”. Miał według mnie więcej charyzmy i tego czegoś. Natalie jest silna i wyszczekana, i to według mnie jej najważniejsze cechy. Fajnie się uzupełniają.
Podsumowanie ” Grzeszny doktor „
Zdecydowanie odczuwam niedosyt. Zarówno, jeśli chodzi o romans między nimi, jak i o całą otoczkę oraz fabułę. Są to na tyle fajne postaci, że zasługują według mnie na obszerniejszą opowieść. Jednocześnie „ Grzeszny doktor ” spełnia rolę narzuconą przez autorkę Withney G. – bawi i odpręża przy kawie, podczas podróży czy na leżaczku na balkonie. Jest to lekka, czasem zabawna opowieść miłosna z odrobiną pieprzu. Nie wywołała u mnie efektu wow, ale za to odprężyłam się przy niej i przypomniałam czasy, gdy podczytywałam wspomniane wyżej „harlequiny”. Zabierałam się za nie podczas podróży autobusem czy pociągiem. Nie musiałam się na nich zbytnio skupiać, ale podróż mijała szybciej i przyjemniej. Polecam, ale osobom lubiącym takie książki dla kobiet i taką krótką formę.