Rowan Tripp odkąd skończyła osiemnaście lat walczy z pożarami. Pragnęła zastać Zulie – strażakiem docierającym do pożaru na spadochronie. Szkoliła się, przezwyciężała strach, ból i wyczerpanie, i osiągnęła sukces. Bezkres nieba, pęd powietrza – opadanie w dół prosto w paszczę ognistego potwora – to jest jej żywioł i jej walka. Nic nawet śmierć przyjaciela z jednostki nie była w stanie skierować jej ku innym wiatrom, choć zdecydowanie wpłynęła na nią. Rozpoczął się nowy sezon ciężkiej i niebezpiecznej pracy. Zulies wzbogaciło się o Świeżaki, a przyroda nie śpi – tylko atakuje. Jednostka funkcjonuje i działa, gdy dochodzi do aktów wandalizmu, agresji, uszkadzania sprzętu, podpaleń i w końcu morderstw. Skoczkowie nie walczą już tylko z ogniem, ale i mordercą. Kim on jest? Dlaczego zabija i tak lubuje ogień? Policja zadaje pytanie, snuje teorie, na które nie ma prostych odpowiedzi. Tymczasem Rowan odkrywa, iż zależność od drugiego człowieka nie tylko w akcji, ale i w życiu prywatnym jest czymś ważnym i bezcennym.
„Różne metody, jeden cel. Zdławić i opanować” s.95
Lasy w Płomieniach to przede wszystkim romans, ale z szeroko rozwiniętym wątkiem romantyczny. To Nora Roberts w swojej najlepszej odsłonie. Tematyka książki, zawód, który wykonują bohaterzy – wciąga i pochłania, aż do ostatniej kartki. U Roberts uwielbiam silne kobiety, które nie boją się sięgać po to czego pragną, a jednocześnie przez to, że posiadają skazy na przeszłości, wady są ciekawe. Ta historia to zaangażowanie skoczków, walka z ogniem, miłość, śmiech i strach. Bohaterzy są ludźmi, których nie można nie polubić, a morderca nie jest oczywistą postacią, a człowiekiem z krwi i kości, który cierpi i zatraca się w szaleństwie i miłości do ognia i jeśli dobrze się wczytamy i będziemy śledzić poczynania bohaterów – domyślimy się kto nim jest. Nora zostawia Nam okruszki, za którymi wystarczy pójść. W sumie książka jest świetna i wciągająca bez dwóch zdań, jedyne co mi w niej nie pasuje to imię mężczyzny, który staje się miłością Ro – Guliwera, a właściwie jego zdrobnienie „Gull”. Mnie się ono kojarzy z indykami, a nie przystojnym i rewelacyjnym facetem. Angielski tytuł także jest lepszy – bardziej chwytliwy. Historia miłosna ma przewidywany koniec, ale nie przeszkadza to w śledzeniu losów bohaterów, kibicowaniu im i patrzeniu na warstwy uczuć, które ukazują Nam raz za razem. Finał książki jest zaskakujący, ukazujący walkę nie tylko z żywiołem – świetnie skonstruowany.
„A co powinno się czuć? Jakoś nigdy nie potrafiłam do tego dojść.[…] Składa się to na wiele rzeczy. Zaufanie, szacunek i…- znów odchrząknął – pociąg seksualny. To odzwierciedlenie wszystkich twoich wszystkich mocnych stron i słabości, nadziei i marzeń. One wybuchają tutaj, w środku. Może czasem płoną wielkim ogniem, może czasem tylko się tlą, ale pojawia się światło i ciepło. Ognięn nie tylko niszczy Rowan. Czasami tworzy. Tworzy najlepsze rzeczy, a kiedy miłość staje się ogniem, kiedy płonie gwałtownie lub spokojnie, kiedy jest gorąca, rodzi coś dobrego. I ty stajesz się lepsza, niż byłaś przedtem.”s.369
Podsumowując Lasy w Płomieniach polecam nie tylko wielbicielom Nory Roberts, ale i lubującym się w romansach i kryminałach oraz ich połączeniach. To książka, którą się pochłania i czyta z zapartym tchem. Historia, w której kochamy bohaterów, podziwiamy ich i czekamy na każdy ich ruch i nowe przygody, zmagania.
„Poważnie. Przyszło mi do głowy, że mamy za sobą połowę sezonu, a ja nigdy nie przeżyłam niczego podobnego. Morderstwo, podpalenie, chaos, a ja regularnie uprawiam seks.”s.306