Ręka Mistrza – Stephen King
Wyobraźnia jest nieokreśloną mocą – nie zdobytym terenem. Co się stanie, gdy wymknie się ona spod kontroli? Gdy przelana na płótno – ręką artysty ożyje napędzana obłędem i nieokreśloną siłą? Przeszłość i mroczne tajemnice dobijają się drzwiami i oknami: nienasycone, pełne pragnień …
Nasz bohater Edgar Fremantale zamożny właściciel firmy, który w wyniku wypadku traci rękę i częściowo uszkadza sobie mózg za radą psychologa w ramach rehabilitacji trafia na Duma Key – przepiękną wyspę na Florydzie. Tam ożywa jego talent – nad którym przestaje mieć kontrolę. Co u licha się z nim dzieje? Jakie tajemnice skrywa wysepka Duma Key? O tym wręcz winniśmy się przekonać przeżywając każdą chwilę z głównym bohaterem i jego przyjaciółmi, z których najbardziej do gustu przypadł mi Wireman.
Pierwsze 400 stron Ręki Mistrza to dla mnie Studium Obłędu. Oblicza Gniewu, Żalu i Nienawiści – człowieka okaleczonego fizycznie i psychicznie. Kartki pełne napadów szału i twórczości głównego bohatera. To także ukazanie zachowań i relacji ludzi w naprawdę ciężkiej sytuacji życiowej. To wady, przywary, ale także radości i moc uśpiona w chęci powrotu do zdrowia. Strony zapełnione człowiekiem, który odżywa i rodzi się na nowo po tragedii.
Pozostałe 200 stron to niesamowite zwroty akcji – pełne napięcia – po prostu rewelacyjne. Po skończonej lekturze czytelnik czuje wewnętrzny niepokój.
Podsumowując Ręka Mistrza jest Genialna. Mocno Niepokojąca. Przesiąknięta Obłędem. Pełna wszystkiego co najlepsze w dziełach Kinga! Poleciła mi ją Ewa i składam jej za to pokłony, ale właśnie jest jakieś ale – nadal bardziej podoba mi się „Wielki Marsz” ;P.