Ksiażki Luźne Pogaduchy Marta Guzowska MK Czytuje

Luźne Pogaduchy z Martą Guzowską, pisarką, Zbrodniczą Siostrzyczką i panią archeolog…

luznepogaduchy

„I intend to live forever or die trying”

Pani Marta Guzowska to jedna ze Zbrodniczych Siostrzyczek, pisarka i archeolog – nic więc dziwnego, że Ofiara Polikseny i Głowa Niobe to powieści z archeologią w tle. Takich wątków zawsze jestem głodna, szczególnie w kryminałach. Zagadki, tajemnice i do tego zbrodnia? Czy znacie lepszą rozrywkę? ;PD Zapraszam Was na te pogaduchy oraz do dyskusji. 

MK: Czym dla Pani są książki? Czy wypełniały Pani dzieciństwo? Kto Panią do nich zachęcił? 
MG: Książki są dla mnie wszystkim! (na szczęście moje młodsze dziecko jeszcze nie umie czytać, starsze nie interesuje się takimi wywiadami, a partner nie zna polskiego, bo miałabym teraz kłopoty :-). Nie wyobrażam sobie bez nich życia. Największy koszmar: wyjechać na wakacje i nie zabrać ze sobą dostatecznej ilości książek na cały czas pobytu (w moim przypadku to oznacza dużo, bo czytam szybko). Dlatego pokochałam całym sercem czytniki, o tym niżej.
Książki rzeczywiście dosłownie wypełniały moje dzieciństwo, w naszym domu było ich pełno, a ja się zaszywałam z książka w pokoju i uchodziłam za „cichą dziewczynkę” (co było zmyłką, bo bardzo intensywnie przezywałam książkowe przygody np. piratów, ale prawie wszyscy dawali się nabrać). Zachęcać nikt mnie nie musiał, próbowano mnie nawet zniechęcać („idź, pobaw się na dworze”), ale, jak widać, nie podziałało.
Pamiętam, że dostałam w podstawówce naganę w dzienniczku, bo nie wypożyczałam książek z biblioteki. Próbowałam się tłumaczyć, że nie muszę, bo mam własne, ale pani chyba mi nie uwierzyła i mama wyjaśniała to na wywiadówce 🙂 I pamiętam też, że moim największym marzeniem było wejść w posiadanie „Dzieci z Bullerbyn”, pozycji całkowicie nieosiągalnej za czasów głębokiej komuny. Niedawno kupiłam ją mojemu synowi, ale tak naprawdę kupiłam sobie i od razu przeczytałam od deski do deski.
Czy od zawsze chciała Pani pisać? Co Panią do tego skłoniło?
Wcale nie chciałam pisać! Chciałam być archeologiem, jak Indiana Jones (Lara Croft nie dorasta mu do piet :-). I zostałam archeologiem. O pisaniu zaczęłam myśleć poważnie, kiedy urodził się mój syn. Niemowlęctwo pierwszego dziecka to ciężki czas dla każdego, a ja byłam zestresowaną matką, która siedziała w domu, serdecznie tego nienawidziła i tęskniła za życiem na wykopaliskach. Opracowałam nawet technikę karmienia piersią, która polegała na tym, że niemowlę podtrzymuje się ramieniem, w dłoni trzyma książkę, a druga ręka jest wolna, żeby sięgać po kubek z herbatą 🙂 Ale sama lektura, to było dla mnie za mało, żeby przetrwać rutynę nużących dni. I wreszcie pomyślałam: skoro tyle czytasz, to przynajmniej wiesz, jak powinna wyglądać przyzwoicie napisana powieść. Może więc spróbuj… Reszta to już historia 🙂

Zdecydowanie wolę Indiego;)) 
Ulubiony gatunek literacki?
Dla zachowania politycznej poprawności powinnam powiedzieć, że oczywiście kryminał, ale to byłoby kłamstwo. Nie ma takiego. Książki dzielę na dobre i niedobre. Tematyka i styl dowolny. Dobre to te, które chwytają mnie za szyję i zmuszają do odburkiwania partnerowi, a dzieciom serwowania na kolację gotowych pierogów z garmażerii. To te, które po przeczytaniu koniecznie muszę mieć na własność. Niedawno przeprowadzaliśmy się do mieszkania na trzecim piętrze bez windy, niech Pani spyta mojego partnera, ile było tych dobrych książek. Podpowiedź: to było prawdziwe wyzwanie dla naszego związku 🙂
Ulubieni autorzy? Polscy czy zagraniczni? Idole?
Wielu, ach wielu. Polskich i zagranicznych. Uwielbieniem graniczącym z bałwochwalstwem darzę Ryszarda Kapuścińskiego, Donnę Tartt, Jeffreya Eugenidesa, Orhana Pamuka, Stephena Kinga… Jak widać, wybór od Sasa do lasa. Może wiec, jeśli idzie o idoli, podam tylko autorów kryminałów, dobrze? Idol w tym przypadku oznacza kogoś, kto pisze tak, jak ja chciałabym potrafić. Idoli mam trójkę plus jednego. Patricia Highsmith za stworzenie najwspanialszego łajdaka wszech czasów, pana Ripleya (Dexter to przy nim Pikuś :-). Patricia Cornwell za pokazanie, że ścisła nauka może być pasjonująca. Dennis Lehane za emocje i nieprawdopodobne dialogi. I oczywiście Jo Nesbo – za wszystko.
Tematyka, o której najchętniej Pani pisze….a może jest jakiś wymarzony temat za który się Pani jeszcze nie zabrała?
Piszę kryminały, ale rzeczywiście myślę także o czymś innym. Marzy mi się powieść o końcu świata. Nie chcę więcej na ten temat mówić, bo święcie wierzę, że nie można opowiadać książek, których się jeszcze nie napisało, wtedy wycieka z nich energia. Ale jak już napiszę, proszę mnie zapytać jeszcze raz.
Bardzo lubię zdanie: Kryminał niejedno ma oblicze. Jakie oblicza Pani przedstawia? 
Najbardziej lubię to, co powiedział Stephen King (przeczytałam to w jakimś wywiadzie): brać zwykłych ludzi i stawiać ich w niezwykłych sytuacjach. I patrzeć, co z tego wyniknie. Nie interesuje mnie matematyczna zagadka w stylu Agathy Christie, chociaż przyznaję, że takie zagadki mają swój urok. Ja chcę się dowiedzieć, skąd bierze się zło w człowieku. Jakie są granice. Czy każdy z nas (jak twierdzi Philip Zimbardo) nosi w sobie to nasionko, które tylko czeka na sprzyjające okoliczności, żeby wykiełkować? Dlatego w moich kryminałach właściwie nie ma ludzi niewinnych. Co z tego, że jedna osoba popełniła morderstwo, skoro inni mają na sumieniu równie okropne rzeczy.
Ulubiony cytat, sentencja, wiersz? 
„I intend to live forever or die trying”. Podobno powiedział to Groucho Marx, chociaż niektórzy twierdzą, że Oscar Wilde. To zdanie powinnam sobie wytatuować i patrzeć na nie w chwilach, kiedy czuję się zniechęcona lub smutna. Nie chodzi oczywiście, o życie wieczne (chociaż brzmi to pociągająco), ale o to, żeby do grobowej deski do wszystkiego podchodzić z pasją.
Jak Pani odbiera dzisiejszy rynek czytelniczy? Polacy czytają mniej, a może nie jest tak źle? Jak to wygląda w Pani otoczeniu?
Moja rodzina mieszka w Brwinowie pod Warszawą, więc często kursuję na trasie tzw. grodziskiej podmiejską kolejką. O której porze dnia bym nie jechała, zawsze widzę ludzi z książką. Młodych, starych, książki są nowe lub z biblioteki, nie ma przedziału, w którym ktoś by nie czytał. I to właśnie książki, nie tylko gazety czy czasopisma. Dla porównania, w Wiedniu, w komunikacji miejskiej i podmiejskiej, ludzie najczęściej przeglądają gazety, spotkać kogoś z książką to rzadkość. Więc może jednak nie jest u nas aż tak źle, jak to lubimy przedstawiać?
Natomiast pewne jest, że w Polsce ciągle za mało się książki i ich twórców reklamuje. Marzy mi się trend w gazetach, radio, telewizji i internecie promujący pisarzy i ich książkach. Marzy mi się wiadomość w gazecie, że ulubionym autorem prezydenta Komorowskiego jest pan XY oraz pani ZŻ i właśnie goszczą oni w Pałacu Prezydenckim na herbacie. Bardzo chciałbym, żeby Kuba Wojewódzki opowiedział o książkach, przez które spóźnił się następnego dnia na nagranie programu, bo czytał do nocy. I tak dalej, i tak dalej. Do tego nie trzeba dużo, wystarczy chcieć. Polacy bardzo lubią narzekać, ale kiedy mówi im się, że przecież można zrobić to i to, kręcą nosem. Ale może kiedyś moje marzenia się spełnią.
e-booki, audiobooki, książki papierowe?
No dobrze, to było tak: po tej przeprowadzce, podczas której mój partner musiał wtargać na trzecie piętro (bez windy) kolekcję moich papierowych książek, stał się nagle bardzo otwarty na pomysł sprezentowania mi czytnika ebooków. I dostałam na urodziny Kindla, po czym zakochałam się w nim bez pamięci. Uwielbiam książki papierowe: zapach, ciężar, grafikę okładki, lubię nawet (choć może nie powinnam się przyznawać) zaginać rogi kartek w miejscach, które mnie szczególnie zainteresowały. Ale ebooki mają wielkie zalety: można je załadować na czytnik dosłownie w kilka sekund, często są sprzedawane w interesujących promocjach, a poza tym wakacje! Mój największy koszmar, jak już mówiłam, to brak czegoś do czytania w połowie urlopu. Z czytnikiem to się nigdy nie zdarzy, bo nawet gdybym jakimś cudem przeczytała tych 97 książek, które mam teraz załadowane, w kilka chwil mogę zdobyć następną. Więc co prawda papierowych książek w naszym mieszkaniu nadal przybywa (i zdaje mi się, że przy następnej przeprowadzce to ja będę musiała zapłacić tragarzom), ale czytnik uważam za wspaniały wynalazek i często z niego korzystam.
Audiobooki raczej nie z jednej prostej przyczyny: bardzo szybko czytam i kiedy akcja toczy się wolno (a to konieczne, jeśli chce się delektować audiobookiem), strasznie mnie to irytuje. Może, gdybym jeździła samochodem na dłuższe dystanse…
Inne pasje poza pisaniem? Malarstwo? Gotowanie? Mistyka? Fotografia? Szycie?
Hodowla dzieci 🙂 Chciałabym robić coś jeszcze, ale na razie nie starcza mi czasu. Marzy mi się, na

przykład, szkoła gotowania, bo na razie jestem ilustracją powiedzenia: „Mężczyzna gotuje, żeby zaimponować gościom, kobieta gotuje, żeby nakarmić rodzinę (czytaj: pożywnie i bez fantazji)”. A że lubię jeść rzeczy, które niekoniecznie są pożywne, ale za to są wyrafinowane, powinnam się nauczyć je gotować.

Nie wiem, czy można nazwać hobby zwiedzanie muzeów, ale rzeczywiście robię to pasjami. Dla mnie to jednak odchylenie zawodowe, nawet jeśli nie jest to muzeum, dajmy na to, rzeźby staroegipskiej, tylko malarstwa XX wieku.
Pisząc o pasjach nie wspominała Pani o archeologii… Mnie ten temat niesamowicie interesuje – jako mała dziewczynka wyobrażałam sobie, że właśnie tym się zajmę – niestety życie pisze inne scenariusze;) Jakieś ciekawe anegdotki związane z wykopaliskami? Ulubiony temat dotyczący starożytności lub te wymarzone wykopaliska?
Nie wspomniałam o archeologii, bo dla mnie to zawód, jak dla innych bankowość, albo spawanie 🙂 Mam ogromne szczęście, że oba moje zawody (archeologia i pisarstwo) są jednocześnie moją pasją.
Anegdotki związane z wykopaliskami? Są ich tysiące. Którą mam opowiedzieć? O tym, jak podczas wykopalisk na Krecie pewnego dnia znaleźliśmy się dokładnie w centrum terytorium łowieckiego weekendowych myśliwych? Czy o tym, jak moi przyjaciele z wykopalisk w Troi wybrali się do tureckiego hamamu (łaźni), gdzie łaziebny i masażysta w jednej osobie był do nich bardzo źle nastawiony, dopóki nie dowiedział się, że jeden z moich przyjaciół jest z pochodzenia Kubańczykiem osiedlonym w Miami, a masażysta był wielkim wielbicielem Fidela Kastro? Czy może o tym, jak, również na Krecie, właścicielka małego pensjonatu w jeszcze mniejszej wiosce powiedziała mnie i przyjacielowi: „Jadę do miasta, wrócę wieczorem, karmcie psa” (wielkiego futrzastego bydlaka). Chwilę po jej wyjeździe wiatr zatrzasnął drzwi do naszego pokoju, oboje byliśmy na zewnątrz, nasze portfele i dokumenty w środku, dokoła żywej duszy (oprócz psa), a ja do tego boso? Czy może o tym, jak, również na Krecie, zgubiłam się w górach szukając niezaznaczonego na mapie stanowiska archeologicznego i dwóch zapytanych o drogę staruszków powiedziało: „Masz dziwny akcent… Jesteś z Aten?” (to największy komplement dotyczący mojej znajomości języka greckiego jaki kiedykolwiek otrzymałam). Czy tym, jak w Turcji kierowca autokaru nie chciał mnie wysadzić w nocy przy drodze, bo uznał, że kobieta potrzebuje opieki?
Archeologia to nie praca, tylko styl życia i kto raz w to wsiąkł, nigdy się od tego nie uwolni. Dlatego myślę o kolejnych wykopaliskach, chociaż na razie wolałabym na ten temat nic nie mówić. Na pewno będą w Grecji albo w Turcji, moich ukochanych archeologicznie krajach. Praca tam bywa bardzo trudna, głównie z powodu iście otomańskiej biurokracji, ale nie wyobrażam sobie pracy gdzie indziej.
Pozostając przy archeologii jest ona jednym z wątków serii z Mario Ybl, którą zapoczątkowała powieść Ofiara Polikseny – to zdecydowanie moje klimaty i właśnie takich wątków brakuje mi w powieściach. Co może Pani powiedzieć czytelnikom bloga o tej serii? Czy to wynik zamiłowania do archeologii, czy coś więcej? 
Piszę kryminały archeologiczne, bo na tym się znam. Czy nie taką radę dostają wszyscy debiutujący pisarze:

„Pisz o tym, na czym się znasz”? Z tego samego powodu na miejsce akcji pierwszej powieści wybrałam Troję; spędziłam na tym stanowisku ponad 15 sezonów i śmiało mogę powiedzieć, że znam tam każdy kamień. A poza tym archeologia to kopalnia pomysłów na kryminały. Śledzę na bieżąco nowe odkrycia w tej dziedzinie i nie raz nie dwa złapałam się na myśli „to byłby świetny materiał na powieść”. Wiele z tych pomysłów zapisuję, więc na pewno stworzę jeszcze sporo kryminałów archeologicznych. Niedawno skończyłam trzecią część przygód Maria Ybla, której akcja toczy się na Krecie, a jeden z wątków dotyczy ofiar ludzkich. I zabieram się powoli za część czwartą, która będzie o… wampirach, a konkretnie o tzw. grobach wampirycznych, w których chowane były osoby być może uchodzące w swoich społecznościach za wampiry.

Już się nie mogę doczekać trzeciej i czwartej części serii;) 
Rozmawiając z Panią Agnieszką poruszyłyśmy temat Zbrodniczych Siostrzyczek jak Pani odbiera tę inicjatywę? To miejsce? 
Zbrodnicze Siostrzyczki to moje ukochane dziecko, chociaż jestem tylko jedną z trzech matek (początkowo pracowała z nami Adrianna Michalewska, obecnie Siostrzyczki są dwie: Agnieszka Krawczyk i ja). I jak każda matka mogę opowiadać o moim dziecku całymi dniami, a obiektywizmu w tym nie ma za grosz 🙂 Faktem jest, że obie z Agnieszka świetnie się bawimy, tworząc naszą grupę, a do tego intensywnie rozwijamy. Ostatnio odchodzimy coraz bardziej od recenzji na rzecz wywiadów, chcemy też bardziej prezentować i promować polskich Autorów, naszym zdaniem ciągle u nas niedocenianych, a nierzadko o wiele lepszych niż zagraniczni twórcy. Tego lata na naszej „siostrzyczkowej” stronie będzie ukazywał się cykl „torebki kryminalistek”: poprosiłyśmy najlepsze polskie pisarki kryminałów, żeby zdradziły nam, co na co dzień noszą w torebkach. Myślałyśmy też o cyklu „kieszenie kryminalistów”, ale od kiedy pan Marek Krajewski przyznał się, że na śniadanie zajada się śledziem, bo to dobrze wpływa na twórcze rejony mózgu, chodzi mi po głowie cykl „śniadania kryminalistów”. Może na jesieni….
Woli Pani powieści czy opowiadania? Poza Ofiarą Polikseny oraz Głową Niobe, które są powieściami napisała Pani także kilka opowiadań w tym e-book Cztery Pory Roku, który miał być swego rodzaju testem. Teraz jest bestsellerem na Legimi, czy uważa Pani ten test za udany? Które z Pani powieści są Pani ulubionymi jakby je Pani opisała? 
Praca nad powieścią przypomina małżeństwo: trzeba dużo zainwestować, być wytrwałym i nie zrażać się byle czym. No i człowiek nie zawsze ma ochotę, a małżeński obowiązek spełnić wypada. Za to pisanie opowiadań to jak płomienny romans: kończy się zanim namiętność zdąży się wypalić. Dla zachowania równowagi psychicznej lubię pisać i to i to 🙂
Trudno mi mówić o mojej ulubionej powieści. Kiedy piszę, jednocześnie je kocham i nienawidzę, za to później patrzę sobie na stojący na półce tom i myślę: no, no, Guzowska, i ty to napisałaś? Podobnie jest z opowiadaniami, chociaż tu może łatwiej byłoby coś powiedzieć, bo zazwyczaj odbijają się w nich etapy mojego życia. Na przykład opublikowane w tomie „Kryminalna 13” „Okno na sklep komputerowy” inspirowane oczywiście „Oknem na podwórze” Hitchcocka, pochodzi z czasów, kiedy godzinami chodząc po mieszkaniu z niemowlęciem na rękach, podglądałam sąsiada z naprzeciwka, podobnie jak unieruchomiony z nogą w gipsie James Stewart podgląda mordercę. Mam też wielki sentyment do mojego debiutanckiego opowiadania „Śmieci”, które ukazało się w tomie „Mordercze miasta”, wiadomo, pierwsze dziecko. Bardzo też lubię „Zimowy poranek”, który wyszedł właśnie w ebooku „Cztery zbrodnie na cztery pory roku” wydanym przez Legimi; lubię to opowiadanie, bo nawiązuje do mojej ulubionej powieści Stanisława Lema „Katar”.
Tradycyjnie już pytam pisarzy o recenzje/opinie i ich wymagania względem tej formy wyrażania siebie – czego szuka Pani w recenzji – zarówno jako autor, recenzent jak i czytelnik? Co powinna zawierać, a czego nie? 
Podchwytliwe pytanie, bo, jako Zbrodnicza Siostrzyczka, sama publikuję recenzje. Idealna recenzja: trochę informacji o treści (możliwie bez spojlerów), umieszczenie książki w szerszym nurcie kulturowym, literackim i filozoficznym (nie żyjemy wszak w próżni) i koniecznie prywatna opinia recenzenta, z uzasadnieniem. Ale najlepiej od razu się przyznam, że sama nie zawsze dorastam do tego ideału.

Jaki świat fantastyczny lub realny jest Pani wymarzonym? 
Jako pisarka mam tych wymarzonych światów mnóstwo. Na dzień dzisiejszy królują dwa: w jednym mieszkam w luksusowym hotelu, gdzie ktoś za mnie sprząta i gotuje, dzieci nie czepiają się co chwila i mam nieskończoną ilość czasu na czytanie, pisanie i …. spanie. W drugim mieszkam w domu na Krecie i piszę kryminał o Johnie Pendleburym, niezwykłej postaci, archeologu i jednym z uczestników ruchu oporu przeciw Niemcom w czasie II wojny światowej. Ten drugi wymarzony świat mam zresztą nadzieję urealnić, któregoś dnia…
 
Jest Pani realistką czy marzycielką? Czy sny mają dla Pani znaczenie? 

Sny mają dla mnie ogromne znaczenie, potrafię je godzinami rozpamiętywać. Dobry sen powoduje u mnie dobry humor na cały dzień, a koszmar senny – wiadomo. Ale nie mam żadnego systemu interpretacji snów. Pomagają mi raczej rozplątać moje emocje, w dzień poupychane w jakichś zakurzonych zakamarkach.

Niestety marzycielką. Niestety, bo czasami tworzę światy, które nijak nie chcą się dopasować do rzeczywistości. Ale gdybym tego nie robiła, jak mogłabym pisać?

Dziękuję bardzo za rozmowę!

Recenzje:
Spodobał Ci się post? Pomógł Ci? Polub go i udostępnij znajomym. 
Translate »