Ksiażki Leszek Celer Luźne Pogaduchy luźne pogaduchy

Luźne pogaduchy z pisarzem Leszkiem Celerem, człowiekiem tajemniczym i ceniącym swoją anonimowość.

Hej Kochani! Tak! Luźne pogaduchy powracają 🙂 Dziś „odcinek” nietypowy, gdyż będziecie mogli przeczytać wywiad z Leszkiem Celerem. Część pytań zadałam ja, część zadaliście Wy na facebooku. To dość tajemniczy pisarz, lubiący anonimowość. Jestem ciekawa jak go odbierzecie i czy ta rozmowa zachęci Was do sięgnięcia po jego książki. Przyjemnego czytania! Jeśli ja miałabym wybrać swoje ulubione wypowiedzi to byłyby to te z pierwszego i ostatniego pytania 🙂

Książki to…

Książka jest porządkiem. Jest nośnikiem wiedzy, krzewicielem idei, rzeźbiarzem pamięci i potworem wyobraźni.

Wyzwala emocje i skłania do chłodnej analizy. Pozwala spekulować i pozbawia wątpliwości. Jest zapisem wzruszeń oraz pomocnikiem zbrodni. Ma ludzką skalę w przestrzeni wszechświata.

Tym jest książka.

Jaki gatunek najczęściej gości na Pana półkach?

Zapewne kogoś zaskoczę, ale bardzo mało czytam powieści kryminalnych, a tym bardziej sensacyjnych. Może, dlatego „Stąd nie widać gwiazd” nie trzyma się w pełni ram gatunkowych. Właściwie mógłbym wymienić zaledwie kilku autorów, których dzieła udało mi się z satysfakcją przeczytać w ostatnim czasie – Nesbo, Krajewski, Larsson. Jak widać – mało oryginalnie. Jeżeli więc chodzi o moje upodobania, to swego czasu byłem miłośnikiem literatury SF. Tej rządzonej przez Lema, Dicka, Strugackich, Pohla, Aldisa, czy A.E. van Vogta. Wspaniały czas dla wyobraźni.

Obecnie preferuję współczesną prozę amerykańską. Niezwykle cenię powieść rosyjską. Fascynuje i pociąga mnie egzotyka literatury japońskiej i chińskiej. Jestem również wielkim admiratorem gatunku już może nieco przykurzonego, ale dla mnie wciąż atrakcyjnego, czyli prozy iberoamerykańskiej. Tak dużo jest do przeczytania, bo nie wspomniałem o literaturze faktu, czy książkach historycznych, ale niestety, mam zbyt mało czasu, a pisać trzeba.

Ulubiony autor, autorka…?

Cormac McCarthy, Don DeLillo, czy Kurt Vonnegut, ale również King to moi zdecydowani faworyci, jeśli chodzi o współczesną prozę amerykańską. Bardzo lubię Martina Amisa, jego „Forsa” jest precyzyjnie brawurowa. Natsume Sōseki za „Jestem Kotem”, którą to książkę przeczytałem ponad dwadzieścia lat temu i się w niej zakochałem. Uwielbiam Marqueza za jego „Sto lat samotności”, Vargasa Llosę za „Rozmowę w katedrze”, czy metafizycznego Jorge Luisa Borgesa. Wciąż zaskakuje mnie swą przenikliwością Dostojewski. A są przecież jeszcze Marai, cudowny Bułhakow, Murakami, Potocki, czy Rosendorfer i jego „Wielkie solo Antona L.”… Tak, więc odpowiadając na Pani pytanie: nie mam ulubionego autora, mam ich za to wielu.

Jak wygląda Pana wymarzony świat, prawdziwy lub fikcyjny?

Cóż, może to być Bałtyk po sezonie, zimny i sztormowy, albo jakieś zagubione w lesie jezioro, również w jesiennej scenerii, do tego niewielki dom i święty spokój przez pół roku, abym mógł poświęcić się pisaniu.

Czym dla Pana w dzisiejszych czasach jest recenzja?

Ostatnio rzadko spotykam recenzje, przeważają głównie opinie, ale bez względu na to, z czym mam do czynienia, jestem ich wielkim zwolennikiem. Dla mnie, jako autora powieści na początku drogi pisarskiej, ważna jest konfrontacja z czytelnikiem. Nie istotne, w jakiej formie się ona odbywa, poprzez bezpośrednią rozmowę, za pośrednictwem internetowych forów, czy blogów literackich. Ważne, że mam możliwość zapoznania się z wrażeniami i oceną tych, do których w końcu kierowana jest moja twórczość.

Nie należę do ludzi, którzy obrażają się z powodu negatywnego odbioru mojej pracy. Oczywiście nie jestem z kamienia i krytyczne oceny nie odbijają się ode mnie bezboleśnie, ale nie stanowi to dla mnie większego problemu. Wręcz przeciwnie. Zawsze wchodzę w wewnętrzną polemikę z nieprzychylnymi opiniami i zdarza się (nawet dosyć często), że po „burzliwej dyskusji” przyznaję rację czytelnikowi.

Nie do przecenienia jest również zaangażowanie internetowych blogerów literackich, których opinie w coraz większym stopniu kształtują rynek czytelniczy.

Dla mnie, a myślę, że również dla większości autorów, spotkanie z czytelnikiem jest skarbem i z tego miejsca chciałbym podziękować wszystkim blogerom, którzy zadali sobie trud zmierzenia się z moją książką, jak i tym, którzy może w przyszłości zdecydują się na sięgnięcie po „Stąd nie widać gwiazd”, albo powieść, którą próbuję obecnie pisać.

Niestety, dopadło mnie spowolnienie twórcze i chociaż na razie nie nazywam go kryzysem, jednak faktem jest, że utknąłem. Uważam, że nie ma innej możliwości wyjścia z marazmu pisarskiego, jak mozolne brnięcie do przodu. W końcu zaskoczy.

Jaka książka przeczytana przez Pana, zmieniła w jakimś stopniu Pana życie i postrzeganie go z innej perspektywy?

Miałem wtedy może dziesięć lat, leżałem w szpitalu, nudząc się okropnie i wtedy rodzice przynieśli mi dwie powieści, które wywarły na mnie tak wielkie wrażenie, że od tego czasu książki stały mi się niezwykle bliskie, co w efekcie doprowadziło mnie do pisania. Te książki to „20 000 mil podmorskiej żeglugi” i „Tajemnicza wyspa”, obie Juliusza Verne’a. Do dzisiaj są to najważniejsze lektury w moim życiu i chociaż czytałem je ostatni raz bardzo dawno temu, wciąż pozostają dla mnie cudownym wspomnieniem przeżyć, które jest w stanie wywołać książka. Wcześniej nie czytałem wiele, może jakieś dziecięce lektury, ale pamiętam, że podczas tych kilku dni pochłonąłem oba tomy, starając się zaspokoić głód poznania, który we mnie rozbudziły, aby po skończeniu ostatniej linijki poczuć, że nie chcę go nigdy uciszyć. I tak też się stało.

_________________

I tutaj możecie poczytać odpowiedzi dotyczące powieści „Stąd nie widać gwiazd”, o której pisałam Wam w osobnym poście.

Jak opisałby Pan powieść „Stąd nie widać gwiazd”?

Jako historię w kryminalnych realiach z potencjalnie szczęśliwym zakończeniem. Ale mówiąc bardziej poważnie, chciałbym uciec przed odpowiedzią na to pytanie i pozostawić opis powieści czytelnikom.

Moim celem nie było stworzenie klasycznego kryminału, ale też nie zamierzałem zbyt daleko odchodzić od podstawowych założeń gatunku. Dlatego może tak trudno tą powieść zaszufladkować. Wydawca umiejscawia ją pośród książek sensacyjnych, chociaż jest to, według mnie, równie nieprecyzyjne, jak określenie jej kryminałem. Osobiście nazwałbym ją thrillerem kryminalnym. Czy trafnie? Nie mnie oceniać.

Skąd taki pomysł na książkę? Jak się to wszystko zaczęło? Skąd inspiracja?

Do napisania „Stąd nie widać gwiazd” skłoniła mnie autentyczna historia pewnego gangstera z kraju sąsiadującego z naszym, który w obronie kilkuletniej córki postanawia przeciwstawić się swemu kryminalnemu środowisku i powiązanym z nim lokalnym światem politycznym. Tak przynajmniej jego motywację przedstawiano w mediach. Nie uczyniłem jednak z tej osoby pierwszoplanowej postaci. Stała się ona raczej kołem zamachowym dla wydarzeń skupionych wokół zmęczonego i w dużej mierze zdemoralizowanego komisarza policji, starającego się na nowo urządzić swoje życie. Wybory, których dokonuje podczas opisanych w powieści wydarzeń, prowadzą go na skraj ostatecznego upadku, który wydaje się nie do uniknięcia.

Zabawne, bo właśnie opisałem swoją książkę, a nie zamierzałem.

Bardzo dziękuję za odpowiedzi. Czuję niedosyt. Z chęcią dowiedziałbym się o autorze więcej, ale myślę, że to nie ostatnie nasze pogaduchy i wspólna literacko-czytelnicza przygoda! Spodziewajcie się więcej!

 

| opinia o Stąd nie widać gwiazd| Profil autora na Lubimy czytać |Inne luźne pogaduchy|

Translate »