Przedpremierowo: Zła mama (Bad Mommy) – Tarryn Fisher
„-Opowiadałem Ci kiedyś o duszących figach?[…] -Nazywa się je duszącymi, ponieważ rosną na pniach innych drzew, powoli doprowadzając je do śmierci.[…]” s.209
Książki z wątkami traktujące o psychopatii, socjopatii i różnego rodzaju zaburzeniach należą do jednych z moich ulubionych. Przeczytałam naprawdę sporo literatury faktu dotyczącej tych chorób i zaburzeń, jednocześnie bardzo lubię fikcję literacką zawierającą w sobie wątki psychologiczne. Sięgając po tego typu książki liczy się dla mnie przede wszystkim autentyczność oraz odpowiedni research dotyczący opisywanych zachowań będących odchyleniami od normy.
Dlatego dziś chcę Wam opowiedzieć o książce, która ma w sobie wiele autentyczności i zdecydowanie zachwyca obszernymi opisami ludzkiej psychiki i zachowań, jednocześnie posiada zakończenie, które wywołuje we mnie sporo sprzecznych emocji. Niektóre jego elementy szokują i powodują, iż zastanawiam się, co autorka miała na myśli będąc jednocześnie zachwyconą, inne znowu wydają mi się mało realne ze względu na swego rodzaju brak instynktu samozachowawczego. Jednakże w stosunku do całej opowieści i jej realności jest to niewielki defekt. Mam zamiar Was przekonać, iż jest to książka, po którą warto sięgnąć, jeśli lubicie thrillery psychologiczne opowiadające o obsesyjnej miłości, o wrogim nastawieniu do świata i życiu czyimś życiem opowiedziane z perspektywy nie tylko oprawcy, ale i ofiary.
A mowa będzie o Złej mamie (Bad Mommy) Tarryn Fisher. Jak już pisałam powieść ta zaklasyfikowana jest, jako thriller psychologiczny i tak też bym ją określiła, ale z większym naciskiem na słowo „psychologiczny” niż „thriller”.
To, co pierwsze uderzyło mnie w tej historii to jej klimat – odrobinę duszny, ale i momentami mroczny. Pełen niedomówień, różnych wersji wydarzeń i osób w nich występujących. Wszystko zależy od punktu widzenia i tego, kto opowiada tę historię, a poznajemy ją z perspektywy Fig, Dariusa oraz Jolene.
„Ciekawe, czy gdyby komuś paliła się dusza, dym uciekałby ustami.”s.208
Jo i Darius to odnoszące sukcesy i cieszące się popularnością małżeństwo mieszkające na przedmieściach wychowujące kilkuletnią Mercy. Ich życie jest idealne – wielu chciałoby mieć to, co oni. Fig, która wprowadziła się do sąsiedniego domu szybko się z nimi zaprzyjaźnia stając się stałym gościem ich domu. Jednak ma ona ukryty cel, o którym dowiadujemy się już na początku tej opowieści. Jej zachowanie z każdą kartą opowieści jest coraz bardziej niepokojące. Czego pragnie, a właściwie kogo? Chce być jak Jo i mieć to, co ona? A może pragnie tylko Mercy lub Dariusa?
Myślę, że każdy czytelnik znajdzie odpowiedzi na te pytania, ale nie mogę obiecać, iż będą one takie same. Jest to ogromny plus tej historii, gdyż autorka skupiając się na postaciach i dokładnie je opisując wraz z różnego rodzaju symptomami choroby czy reakcjami na niepokojące zachowania przedstawia trzy różne osobowości oraz prawdy, w które wierzą – niekoniecznie te, które są realne. Fisher idealnie oddała ich wady, przywary, odchylenia od normy czy zapatrzenie w siebie i swoje potrzeby lub oczekiwania. Tę część książki uważam za mistrzowską. Jest bardzo dopracowana. Całości smaczku nadaje także narracja – pierwszoosobowa. Najpierw Fig, następnie Dariusa, a na końcu Jo. I tak naprawdę to Jolene odkrywa przed nami wszystkie karty i pozwala zajrzeć w duszę osoby chorej psychicznie lub z zaburzeniami, gdyż mamy możliwość porównania wersji. Ciekawym zabiegiem jest także to, iż Darius jest psychologiem, który wiele zachowań zauważa i potrafi wytłumaczyć, co także pozwala lepiej zrozumień bohaterów.
„Najpierw zabrakło mi tchu, a potem próbowałam się rozpłakać, bo pomyślałam, że w takiej chwili by wypadało. Niestety udało mi się wydobyć z siebie kilka gardłowych dźwięków i pociągnięć nosem.”s.32
Niestety by nie spoilerować nie mogę Wam zdradzić więcej zarówno na temat bohaterów jak i wspominanego zakończenia. A miałabym do powiedzenia czy napisania całkiem sporo. I to także jest ogromną siłą Złej mamy, gdyż książka skłania do myślenia, zmusza do analizowania i wręcz goni do dyskusji. Mogę Wam tylko zdradzić, iż rozmawiałam o niej z kilkoma osobami, które ją czytały i zdania są podzielone – jedni są zachwyceni takim zakończeniem, inni myślą dokładnie jak ja. Do tego dochodzi ostatnie kilka zdań powieści, które niezwykle intrygują i sama nie wiem czy są zabiegiem marketingowym czy prawdą, ale zdecydowanie działają na wyobraźnię.
Zła mama (Bad Mommy) Tarryn Fisher to powieść, która zdecydowanie zapada w pamięć, to świetne studium charakterów i dopracowany obraz postaci tej opowieści widzianych ich własnymi oczyma oraz spojrzenie na oprawcę i ofiarę z obu stron barykady. To także powieść, którą czyta się błyskawicznie, w której nie ma wybuchów i szaleńczej akcji, a elementy thrillera i horroru są bardzo realistyczne, jak i większość zachowań bohaterów. Niektóry mogą stwierdzić, iż są nazbyt przerysowane, ale już nie raz zdarzało mi się trafiać na podobne przypadki w literaturze faktu. W kinie i książkach podobne motywy możecie spotkać w Obsesji (2009r.), Współlokatorce (2011r.) czy Sublokatorce – Lutza. Zdecydowanie mam ochotę na więcej książek tej autorki. Może teraz skuszę się na Margo?
Zła mama Tarryn Fisher to dla mnie idealne studium samotności i niezrozumienia. To także historia ukazująca jak bardzo wielowymiarowe potrafi być szaleństwo i jak łatwo można je ukryć przed innymi. To opowieść, przy której trudno być biernym i która cieszy masą szczegółów nadających jej duszny klimat. Szczegóły te składają się na mapę pokręconego umysłu oraz niejednoznacznych odpowiedzi. Polecam zainteresowanym.
„Widzę, że dostajesz rzeczy, na które nie zasługujesz. Nie mogę na to patrzeć. Czuję się dotknięta, bo zasługuję na znacznie więcej niż ty. Mogłabym być lepszą tobą, do tego się to wszystko sprowadza.” s.1