Fighter – Paulina Świst
Pisząc ten tekst mam na uszach słuchawki i słucham trzech zapętlonych utworów – „Fighterów” od The Score, Royal Deluxe oraz Christiny Aquilery. Każdy z nich częściowo oddaje klimat najnowszej powieści od Pauliny Świst o tym samym tytule. Jest moc, siła, są emocje, jest chemia. To wszystko znajdziecie w różnym natężeniu w historii Patryka i Kseni.
„– Jak się czujesz?
– Chujowo, ale stabilnie. – O dziwo nie skłamałam.
Przyzwyczajałam się do tego, że wszystko się nieustannie jebie, więc teraz tylko leżę i czekam, aż ostatni zgasi światło.”
„Fighter” Świst można potraktować powierzchownie i widzieć w nim tylko zarozumiałego zawodnika MMA, pisarkę od jakiś romanso-erotyków, romans, seks i ostrą fabularnie jazdę, ale będzie to ze szkodą dla czytelnika, bo Paulina swoimi książkami, które nie ukrywajmy są rozrywkowe zawsze przekazuje coś więcej. Tym razem porusza temat walki o siebie na różnych poziomach. Walki o pewność siebie, ale tą wewnętrzną, a nie zewnętrzną (szczególnie widać to w postaci Kseni, która na zewnątrz jest pewna siebie i wygadana, ale wewnętrznie, w niektórych sprawach niepewna, szukająca winy w sobie). Walki o sprawiedliwość i walki z niesprawiedliwością. Jej bohaterowie muszą stoczyć przeróżne bitwy i było dla mnie prawdziwą przyjemnością obserwować, jako czytelniczce każdą z nich. Walki ze sobą, między sobą i z innymi. Od początku trzymałam kciuki za Polę i Patryka – było mi łatwo ich polubić, zżyć się z nimi, chcieć ich poznać w realnym życiu, śmiać się z ich żartów, potyczek słownych „na żywo”, bo w książce wypadają wyśmienicie. Humor, ironia i sarkazm w „Fighterze” jest na wysokim poziomie. Śmiałam się praktycznie cały czas, a w trakcie salw śmiechu lub zaraz po nich – łapałam za znaczniki i oznaczałam cytaty. Prawdziwe perełki. Dobra robota!
„– Pozytywna w dobie covidu brzmi ryzykownie. – Uśmiechnęła się i po chwili spoważniała. – Ten facet to był początek. Kilka dni później się dowiedziałam, że mój przyjaciel przepierdolił pół miliona, które u niego zainwestowałam, mimo że miało nie być żadnego ryzyka w tej inwestycji w nieruchomości. Potem zmarł mój dziadek. Następnie wyjebałam się z terminem książki, a na końcu wylądowałam w szpitalu. – To wszystko w jeden miesiąc? – Nie mogłem uwierzyć. (…) – Nie. W dwa tygodnie… – walnęła jeszcze większą bombę. – Ale to było już pół roku temu. Choć… teraz też nie jest różowo, no nie?”
Pisząc ten tekst zdałam sobie sprawę z tego, że czytuję Paulinę Świst od początku jej kariery pisarskiej. „Prokuratora” wzięłam do recenzji z czystej ciekawości. Przyznam, że książka mi się spodobała, ale dopiero przy drugim czytaniu doceniłam ją. Bo musicie wiedzieć, że powieści „Śwista” są dla mnie niczym strefa komfortu. Czytając je odprężam się, wiem, że zawsze będę się na nich śmiać, że zajmę czymś zmęczoną lub zestresowaną głowę. Czuję się także zrozumiana, bo choćby nie wiem jak bardzo te książki miały w sobie filmowe elementy, ostre i niebezpieczne akcje zawsze znajduję w ich bohaterach lub historiach fragmenty siebie. Tym razem odnalazłam cząstkę swoich przeżyć, swoich zmartwień czy stresów w historii Patryka. Podobnie jak on obwiniałam się o coś, na co nie miałam wpływu. I podobnie jak on zdałam sobie z tego sprawę dopiero jak usłyszałam o tym od kogoś innego. To dla mnie ogromny plus, bo Paulinę czyta sporo ludzi, także takich, którzy często nie czytają nic innego i cieszę się, że poza rozrywką otrzymają coś więcej. Że dostaną postaci inteligentne, wygadane, potrafiące walczyć o siebie oraz najbliższych.
„– Patryk – położyłam dłoń na jego ręce, leżącej na gałce zmiany biegów – najważniejsze to uczyć się na błędach. Miałeś swoje za uszami, ale to oni zrobili ci krzywdę, a nie ty im. Skorygowałeś swoje błędy, to może przestaniesz się z tego powodu biczować i sobie to wybaczysz? Popatrzył na mnie z miną, która wskazywała, że nigdy nie brał tego pod uwagę. Rozczulił mnie tym. Zawsze najtrudniej obiektywnie ocenić sytuację, za którą się obwiniasz.(…) Mogłem do tego nie dopuścić, mogłem to przewidzieć. To były myśli, którymi się zadręczałem. Ona teraz uświadomiła mi wprost, że chuja mogłem. Na tamtym etapie, przy tym, jaki wtedy byłem, i przy takich metodach, jakie stosuje VeroMax, po prostu nie mogłem zrobić nic.”
Wracając jednak do samego „Fightera” to bardzo podoba mi się to jak autorka utkała tu fabułę. Jest wiele pojedynczych nici, które na początku niewiele znaczą, ale gdy je analizujemy wraz z bohaterami – odkrywamy, że każda z nich się łączy, a cała intryga jest całkiem pokaźnych rozmiarów. Przyznam, że nie odczuwałam zaskoczenia w tych kluczowym elementach fabularnych, gdyż już trochę zdążyłam poznać sposób myślenia autorki, ale motywacja, sporo wątków pobocznych i epilog były ogromnym zaskoczeniem. Szczególnie epilog, który spowodował u mnie nie małą ekscytację. Teraz mam tysiąc pytań i mam ochotę popędzać autorkę xD.
„– Jakim cudem z nim gadasz? Przecież nienawidziłaś go jak… nomen omen psa.
– Przypałętał się zaś. – Wzruszyłam ramionami. – Powiedziałam, że jest absolutnie ostatnią osobą na świecie, z którą poszłabym do łóżka, więc jeśli chce się „koleżankować”, to możemy. Nie dotknęłabym go nawet zardzewiałym prętem.
– I został po czymś takim? – Marek uniósł wysoko brwi.
Rozłożyłam ręce.
– Najwyraźniej to lubi. Wcale nie dziwię się, że nam się wcześniej nie ułożyło. Całowałam ziemię, po której stąpał. A najwyraźniej należało go jebać prądem bez litości.”
Uwielbiam także to, że Paulina zamieszcza w swoich książkach sporo odnośników do popkultury, bieżącym wydarzeń, muzyki czy literatury. Nie oszczędza nawet ciekawych kont w mediach społecznościowych, co jest piękne. W tej mamy odrobinę świata literackiego od kuchni. Autorka opisuje sytuacje związane z wydawcą, z terminami wydawniczymi, z pobytem na targach, anonimowością czy spotkaniami z innymi autorami. Przyznam, że na tych fragmentach bawiłam się także przepysznie i jestem bardzo ciekawa ile osób zastanawia się czy Świst zastosowała podobny sposób tworzenia pseudonimu, co Ksenia. Nie mówić już o tym, że pewnie i znajdą się tacy, co będą koczować przy stanowisku wydawcy i wypatrywać pyskatych „wystawców” 😛
„– Cześć, Patryk. – Ciąg moich ciekawych wyobrażeń przerwał głos Marka. – Bardzo się cieszę, że cię widzę.
– Nawzajem. – Podałem mu rękę. – Uprzedzając twoje pytanie, nie, nie dojrzałem jeszcze do publikowania biografii.
– Jak dojrzejesz, to daj znać. – Marek wskazał mi krzesło. – To byłby hit.
– Mam nawet tytuł – powiedziała Ksenia i usiadła naprzeciwko.
Popatrzyła na mnie z niewinnym uśmiechem. Zbyt niewinnym. Zawsze słynąłem z dobrego odczytywania swoich przeciwników.
Kobra zaraz ugryzie i zacznie pluć jadem.
– Jaki?
Zmrużyłem oczy. Przeczuwałem, że będzie o tyle chamski, co zabawny, więc postanowiłem podłożyć się choćby po to, żeby go usłyszeć.
– Dziwki, koks, tajski boks. – Rozpromieniła się jak słoneczko.
Parsknąłem śmiechem tak, że prawie się oplułem.
– Werner… do kurwy nędzy. – Marek pokręcił głową z niedowierzaniem. – Rozumiem, że już zdążyliście się poznać?
– Jak widzisz. – Nadal się śmiałem. – Nie myślałeś o tym, żeby ją zaszczepić?”
Pisałam Wam już, że od razu polubiłam Patryka i Polę, i muszę przyznać, że znajdują się oni bardzo wysoko na mojej liście ulubionych postaci z książek Pauliny. Są świetnie dobrani mimo różnic w charakterach. Obydwoje są oddani, lojalni i dumni. Potrafią odnaleźć się w każdej sytuacji, ale i przez doświadczenie życiowe nabrali odrobimy pokory. Mają rewelacyjne poczucia humoru i zmysł do rozpoznawania ludzkich charakterów. Uzupełniają się i są silni w różnych sferach życia. Pomimo siły, wygadania i czasem ostrości mają w sobie także delikatność. Widzę w „Fighterze” więcej delikatności i romantyzmu w relacjach między bohaterami niż w innych książkach Pauliny. Są w mojej topce zaraz z Michałem Grosickim, Wyrwą i Zimnym. A ostatnio także Pauliną i Marcinem z „Chęchła”. Naprawdę nie obrażę się, jeśli nasza kochana autorka zrobi jakiś event i zamieści wszystkie te postaci w jednej serii! To pewnie logistycznie trudne, ale pomarzyć można xP.
„– Fajną? Really? – Przesunęła się niżej. – Poza tym skąd znasz takie słowa jak „czcze”?
– Usłyszałem w reklamie odżywki białkowej. – Patrzyłem, jak kładzie policzek na moim udzie. Boże, jak ja się cieszyłem, że wziąłem to zlecenie. „Best job I ever had!” – przypomniałem sobie cytat z Furii.
– Czemu udajesz, że jesteś gorszy, niż jesteś?”
Muszę także zaznaczyć, że widzę progres, wiedzę jak subtelnie, ale i znacząco zmienia się pióro autorki. Nadal jest zabawnie, ostro, ironicznie czy z przytupem, jeśli tego trzeba w danej sytuacji, ale jest i bardziej płynnie, spójnie.
„Złośliwa sucz, przemknęło mi przez głowę. Ten obraz totalnie nie pasował do tego, co sobie wyobrażałem. Jej bohaterki były fajnymi, szczerymi dziewczynami. Z odpałami, pyskatymi, ale nie dało się ich nie lubić. Ona zaś przypominała wkurwioną żmiję. Cobra Kai – przypomniałem sobie Karate Kida. Coś czułem, że czeka mnie taka sama przeprawa, jaką przeszedł biedny Daniel LaRusso. Czułem, że krew zaczyna szybciej krążyć mi w żyłach. Lubiłem adrenalinę i wyzwania. I również byłem ciekawski. Nie dawało mi spokoju, który wizerunek był grą, a który prawdziwym obliczem. Nie byłbym sobą, gdybym się o tym nie przekonał. Na własne oczy… ręce, język i fiuta.”
Na koniec chciałabym wspomnieć o wątkach romantycznych i erotycznych. Przyznam się Wam, że już od dawna sięgając po książki „Śwista” nie czekam tylko i wyłącznie na te wątki. To rewelacyjny dodatek, a autorce udaje się świetnie uchwycić chemię, uczucia i napisać sceny erotyczne delikatniej lub ostrzej (w zależności od potrzeb), ale ze smakiem. Jednocześnie przy tym wszystkim zawsze przekazuje coś, co jest dla mnie bardzo ważne. By rozmawiać, nie analizować zbytnio, by być pewnym i śmiałym w realizowaniu swoich potrzeb oraz znaleźć osobę, która nas doceni. Nie godzić się na mniej. Nie mówiąc już o tym, że często poprzez żarty, konkretne dialogi potrafi świetnie dowartościować czy rozwiać różne wątpliwości lub tabu. Piąteczka za to!
„– Cześć, niunia – rzucił, pakując się do środka.
– Nie pamiętasz, jak mam na imię? – Uśmiechnęłam się szeroko. – Stara szkoła uczy, by do kobiet mówić takimi tekstami, bo wtedy na bank ci się imiona nie pomylą, co nie?
– Droga Kseniu – złapał moją twarz w dłonie i pocałował – albo Polu. Pamiętam wszystkie twoje imiona, to prawdziwe i to wymyślone też.
– Ksenia Anna Kinga Wernerowska. Do usług. – Dygnęłam z gracją. – Skoro pamiętasz, to znaczy, że musiałam być całkiem niezła.
– Całkiem niezłe to są schabowe w barze mlecznym. Ty jesteś, niunia, wyjątkowa. – Uśmiechnął się tak, że zmiękły mi nogi.
Kurwa, dobry był. Polegnę na polu chwały. Ale nic to! Warto będzie! Mam nadzieję, że Agata pamiętała, że ma mi wyprawić pogrzeb w Zakładzie Pogrzebowym AS Bytom i ma ściągnąć Slasha, który zagra na gitarze elektrycznej Rocket Queen zamiast tego smuta granego zwykle na trąbce.”
„– Co niby „to” może ci zaoferować, czego nie mogę ja? – Wypięła cycki, patrząc na Werner jak na kupę gówna.
Kurwa. To się źle skończy.
– „To” lepiej robi loda – powiedziała spokojnie Ksenia.
Samanthę literalnie zamurowało. Chyba spodziewała się bardziej dojrzałej reakcji. Ja też zdębiałem. Z tej strony jej nie znałem. Poza tym nie miałem jeszcze okazji, by to sprawdzić.
– Do tego nie można zapominać języka w gębie, wiesz? – Uśmiechnęła się wrednie. – Patryk, idziesz? Czy będziesz dalej ochoczo podróżował przez te umysłowe pustostany? Bo jak tak, to skoczę do Decathlonu: przyda ci się kompas i ponton.”
Podsumowując, jeśli szukacie lektury pełnej dobrej zabawy, masy akcji, rozbudowanej intrygi, charyzmatycznych i wygadanych postaci, humoru, ironii i sarkazmu oraz wątków romantyczno-erotycznych, które nie tylko ogrzewają od środka, ale potrafią rozbawić oraz podbudować to „Fighter” Pauliny Świst powinien Wam się spodobać.