Już ponad rok temu założyłam bloga, ale dopiero po jakimś czasie zaczęłam odrobinę interesować się społecznością czytelniczą na różnych portalach, wydawnictwami – ogólnie całym przemysłem czytelniczym. Trafiłam na grupę FB Czytamy polskich autorów i tam poznałam Pana Macieja. Podczytywałam jego posty oraz jego wypowiedzi w dyskusjach, i zawsze uczyłam się czy dowiadywałam czegoś nowego, dzięki czemu wyrabiałam sobie zdanie na tematy wcześniej mi nieznane. Nic więc dziwnego, iż zaprosiłam Pana Maciej Ślużyńskiego do Luźnych Pogaduch i kolejny raz moja wiedza wzrosła, wręcz paliłam się do dyskusji, do której i Was zapraszam. Selekcjoner, wydawca, osoba, która ma własne zdanie i wie jak osiągnąć zamierzone cele. Ta wymiana myśli była dla mnie przyjemnością, a Was zapraszam na Nasze Pogaduchy i mam nadzieje, że także na tym skorzystacie.
MK:Czym dla Pana są książki?
MŚ: Emocjonalnie? Czymś, co towarzyszy mi od czterdziestu lat; pierwszą dorosłą książkę dostałem na siódme urodziny i… przepadłem. Pragmatycznie? Najprostszym sposobem na polepszenie życia we wszystkich jego aspektach. Racjonalnie? Sposobem zarabiania na to życie.
Ulubiony gatunek literacki?
Obecnie? Każda dobrze napisana książka jest moim ulubionym gatunkiem 😉 Nie, to nie kokieteria, tylko stwierdzenie faktu. Czytam prawie wszystko; fantastykę, sf, kryminały, horrory, powieści obyczajowe, biografie, także poezję i dramaty, choć tych ostatnich na rynku jest coraz mniej jakby… Z zawodowego obowiązku sięgam nawet po dzieła celebrytów wszelkiej maści, choć muszę przyznać, że jest to dla mnie najtrudniejsza lektura, zwłaszcza jeśli celebryta rzeczone dzieło popełnił własnoręcznie…
Ulubieni autorzy? Polscy czy zagraniczni? Idole?
Obecnie? Każdy dobrze piszący… I nie – nie wymiguję się od odpowiedzi, ale po prostu bardzo długo musiałbym wymieniać. A krótko – zagraniczni to Cecil Scott Forester, James Clavell, John Irving, Harlan Coben, Lee Child, Frederick Forsyth, Agatha Christie, Raymond Chandler, Earl Stanley Gardner, Stieg Larsson i moje najnowsze odkrycie, czyli Robert Galbraith, w tej konkretnej odsłonie, choć autorkę cenię także za cały cykl o Harrym Potterze. Z polskich… wolałbym uniknąć odpowiedzi na to pytanie, bo mógłbym niechcący kogoś pominąć. Ale tak bezpiecznie – wspomnę o Januszu Głowackim, którego cenię za jego dramaty i zdrowe podejście do życia, jakie prezentuje w swojej prozie i o Marcinie Ciszewskim, którego czytam wszystko i ciągle jestem zaskakiwany.
Ulubiony cytat, sentencja, wiersz?
Norwid i wiersz „Pielgrzym”:
„Przecież i ja ziemi tyle mam,
Ile jej stopa ma pokrywa,
Dopókąd idę!…”
e-booki, audiobook czy wersje papierowe książek?
Wszystko, co się nadaje do czytania, w dowolnej formie – bo dla mnie najważniejsza jest treść. Nie jestem jakimś fetyszystą książkowym, nie szaleję na punkcie zapachu farby drukarskiej i szelestu kartek. Wolę dobrze napisaną historię, którą przeczytam w taki sposób, żeby było mi najwygodniej poznać ją w całej rozciągłości, w dogodnym dla mnie miejscu i czasie.
Jak odbiera Pan dzisiejszy rynek czytelniczy? Polacy czytają mniej, a może nie jest tak źle?
Jest gorzej, niż kiedyś. Ale tu przyczyna według mnie tkwi przede wszystkim w tym, że jakość książki spada z roku na rok, a co za tym idzie – spada jej elitarność. Bo dawniej elitarność książki była najsilniejszym magnesem dla czytelników, dzięki czemu elitarność przyczyniała się do egalitarności. Teraz mamy zjawisko odwrotne – książka jest egalitarna, bo po pierwsze każdy może napisać i w ten czy inny sposób wydać książkę, a po drugie można ją kupić wszędzie, czyli w księgarni, kiosku, markecie i necie. Tylko że wbrew pozorom zwiększenie egalitarności nie wpłynęło na elitarność… I choć książek wydaje się więcej, to czyta i kupuje coraz mniej…
Mnie osobiście odpowiada fakt, iż książkę mogę kupić wszędzie i w różnych formach, natomiast co do wydawanych publikacji, jeśli uważa się, iż powieść nie jest dobra i tak jest odbierana, to czemu zostaje wydana? Chodzi mi o wydawnictwa, a nie self-publishing. Teoretycznie to właśnie one mają pracowników, którzy wybierają książki, prowadzą selekcję. I teraz nie wiem czy te osoby nastawione są tylko na zysk, czy myślą o książkach bardzo subiektywnie, a może nie traktują poważnie czytelnika? Choć z drugiej strony mamy więcej czytelników literatury popularnej, która ma dostarczać rozrywki. Ja sama czytam ponieważ kocham, ale wolę książki, które przenoszą mnie do innych światów, rzeczywistości – jednym zdaniem odrywają od codzienności niż powieści tzw. literatury ambitnej. Czytuję ją, ale posiadając sporo własnych problemów nie koniecznie chcę zastanawiać się nad sensem życia czy choćby przeżywać intensywnie problemy innych. Dlatego nie uważam, iż literatura popularna jest czymś złym, może złotym środkiem byłaby właśnie większa jej selekcja?
Selekcja – to słowo-klucz. I wiele wydawnictw ją przeprowadza, choć różne są kryteria oceny i dopuszczenia do publikacji. Jeśli Autor sam płaci za wszystko, to czasami wystarczy stwierdzenie, że „tekst od biedy da się czytać” i sprawdzenie błędów spell-checkerem w Wordzie. Jeśli płaci wydawca – wtedy kryteria są zupełnie inne…
Jak wydanie książki, ogólnie rynek wydawniczy wygląda Pana oczyma?
Bardzo dobrze i bardzo źle jednocześnie. Dobrze – bo w tej chwili praktycznie każdy może wydać książkę. Źle – dokładnie z tego samego powodu. Dobrze – bo wydawnictwa uginają się od nadsyłanych tekstów. Źle – bo w natłoku tekstów przeciętnych mogą „zginąć” te bardziej wartościowe. Dobrze – bo dostęp do literatury obcej jest praktycznie nieograniczony, a nowości światowe ukazują się u nas z niewielkim opóźnieniem. Źle – bo dzięki temu otwarciu na świat nic nie chroni autorów rodzimych, którzy walczą wraz ze swoimi wydawcami z bardzo silną i dobrze dofinansowaną konkurencją. Dobrze – bo jest w tej chwili całe mnóstwo wydawnictw, wydających praktycznie wszystko i w każdym możliwym wariancie finansowym. Źle – bo niektóre z tych wydawnictw wydają wyłącznie za pieniądze i wyłącznie dla pieniędzy, nie dbając ani o autora, ani o książkę, ani o czytelnika.
Ja także ubolewam nad faktem, iż nasi polscy pisarze poprzez gorsze PR nie mogą odpowiednio zaistnieć, a wiele książek jest naprawdę godnych uwagi. Choć promowanie czytelnictwa w Polce ogólnie leży. Według mnie zwykła reklama współfinansowana z UE ze znanym młodym aktorem dużo by pomogła, by młodych ludzi zainteresować książkami, aby czytanie stało się modne. Było trendy.
Promocja książki – to temat na osobną rozmowę. Tu wystarczy powiedzieć, że zasadniczo zjawisko to w Polsce po prostu nie występuje na taką skalę, która mogłaby coś zmienić, choć różne jednostkowe akcje są prowadzone; ale z marketingowego punktu widzenia bez jasnego przekazu skoncentrowanego na konkretnym odbiorcy i odpowiedniego budżetu reklamowego żadna tego typu akcja jednostkowa nie zmieni nic, poza poprawą samopoczucia bardzo nielicznych decydentów.
„Widać” Pana w różnych miejscach: grupie na FB Czytamy Polskich Autorów, w Wydawnictwie RW2010, Sumptibus – co może mi Pan o nich powiedzieć?
To są świetne miejsca! Można porozmawiać, poczytać o nowościach, podyskutować ze specjalistami i czytelnikami, podzielić się swoimi uwagami i refleksjami. A poważnie – grupa dyskusyjna Czytamy Polskich Autorów to prawie cztery tysiące osób w jednym miejscu, które mogą bez skrępowania i bez tematów tabu rozmawiać o polskiej literaturze współczesnej. Fan page Oficyny wydawniczej RW2010 stara się prezentować nowości i aktualności ze świata ebooków. Strona Sumptibus zaś to miejsce, gdzie udostępniamy informacje o książkach. Jest jeszcze grupa dyskusyjna
Porozmawiajmy o ebookach>>, której tematyki nietrudno się domyślić.
Co według Pana jako wydawcy, selekcjonera powinna zawierać książka, którą autor pragnie wydać?
To bardzo proste pytanie. Powinna zawierać sprawnie opisaną dobrą historię opowiadającą losy wiarygodnych bohaterów, z którymi czytelnik będzie się mógł w jakimś sensie identyfikować.
A jakie według Pana w tej chwili książki sprzedają się najlepiej?
W tej chwili według mnie prym wiedzie szeroko rozumiana literatura kobieca; przy czym ja pod tym określeniem rozumiem książki pisane z myślą o kobietach jako głównych odbiorcach i – przeważnie – pisane także przez kobiety. Przy czym tutaj spektrum gatunków literackich jest dokładnie tak samo szerokie, jak w literaturze ogólnej, może poza kilkoma wyjątkami, jak na przykład literatura wojenna albo poradniki wędkarskie 😉 Przyczyny są trzy – ten segment i ten rodzaj czytelnika (czytelniczki) był w latach ubiegłych trochę zaniedbywany, ma odpowiednią siłę nabywczą i czas oraz potrzebę czytania. A w tak rozumianym przeze mnie pojęciu „literatura kobieca” są i kryminały Katarzyny Bondy, i powieści Anny Klejzerowicz, i romans Joanny Łukowskiej, i fantastyka Agnieszki Hałas. A z tych bardziej znanych i najbardziej popularnych – wszystko od przygód Grey’a i Bridget Jones, poprzez „Dom nad rozlewiskiem”, na powieściach Grocholi kończąc.
Jak z Pana perspektywy powinna wyglądać dobra „recenzja/opinia” – jej składowe?
Dobra dla kogo? Dla autora, czy dla czytelnika? To pierwsze – wiadomo. To drugie – zupełnie nie wiadomo… Według mnie dobra recenzja to taka, po przeczytaniu której czytelnik będzie wiedział, czego się może po utworze spodziewać, a nie będzie wiedział, jak się kończy opowiadana historia. Cechy składowe? Trzy najważniejsze – osadzenie dzieła w kontekście, na przykład wśród innych utworów literackich, gatunku, kręgu kulturowego, wskazanie rzeczy w utworze zdaniem recenzenta wartościowych i tych wymagających poprawy, oraz własna refleksja na temat utworu. Żadnego streszczania! Chodzi o wrażenia z lektury, przemyślenia na jej temat i dostrzeżenie szerszej perspektywy, a nie informację „kto zabił” 😉
Uważam, że stwierdzenie, iż „dobra recenzja to taka, po przeczytaniu której czytelnik będzie wiedział, czego się może po utworze spodziewać, a nie będzie wiedział, jak się kończy opowiadana historia.” jest najlepszą definicją i ja zawsze tego po niej oczekuję.
Jakie cechy powinien mieć potencjalny recenzent i jego strona?
Jedną. Wiarygodność. Recenzent powinien być szczery, niezależny w swoich opiniach i umieć pisać. Recenzje tworzone przez osoby nie umiejące pisać są tak samo częstym zjawiskiem, jak książki wydane przez osoby charakteryzujące się podobnym problemem… Zależność od jednego bądź kilku wydawców skutkuje utratą wiarygodności ze skutkiem natychmiastowym. A w najgorszym przypadku – straszeniem sprawą w sądzie, jeśli wydawca uzna, że recenzent się „nie wywiązał”. Bloger recenzujący powinien budować swoją wiarygodność na swoich tekstach, a jeśli ma zarabiać – to nie na pisaniu na zlecenie dobrych recenzji niedobrych książek.
No właśnie wiarygodność – czym ona jest? Osobiście uważam, że nie jesteśmy zależni od nikogo dopóki nie robimy wszystkiego by go zadowolić, by utrzymać współpracę w tej materii za wszelką cenę.
Wiarygodność – to stopień zaufania do treści na blogu zamieszczanych. Im jest on wyższy, tym większa jest wiarygodność blogera i prowadzonego przez niego bloga. Wiarygodność buduje się miesiącami i latami, a traci czasami jednym wpisem. Dlatego warto zawsze przemyśleć każdą propozycję współpracy i warunki takiej współpracy i nie warto ryzykować budowanej przez długi czas wiarygodności i narażać jej na szwank dla – często dość iluzorycznych – korzyści materialnych. Wiarygodność kosztuje więcej i jest więcej warta…
Czym dla Pana w dzisiejszych czasach jest „recenzja”?
Niestety, na skutek mnogości blogów recenzenckich i co za tym idzie obniżenia ogólnej jakości tworzonych w określonych warunkach recenzji ich znaczenie według mnie jest w tej chwili niewielkie. I żeby nie było nieporozumień – bardzo nad tym faktem ubolewam, bo rzetelne recenzje wiarygodnych blogerów są bardzo ważnymi drogowskazami dla tysięcy czytelników. Opowiem krótko, jaki model współpracy zaproponowała blogerom Oficyna wydawnicza RW2010; bardzo chętnie współpracujemy ze wszystkimi zainteresowanymi, udostępniamy im wszystkie nasze utwory, nie wymagamy pisania recenzji „dobrych” ani dotrzymywania żadnych terminów, natomiast bardzo chętnie publikujemy linki do recenzji na naszej stronie na Facebooku oraz zamieszczamy najciekawsze z nich w wydawanym przez nas
kwartalniku Świt ebooków>>, którego nakład przekracza sto tysięcy dla każdego numeru. Nie narzucamy nic, dajemy wszystko, co możemy. I jeszcze nigdy w ciągu ponad trzech lat nie zdarzyły się żadne nieporozumienia między nami i blogerami. A co najważniejsze – w wyniku tej współpracy dostajemy wyłącznie szczere recenzje, co jest dla nas wielką wartością. Choć nie zawsze są to recenzje pochlebne dla wydawanych przez nas utworów…
Myślę, że to bardzo dobre podejście do sprawy. Dla mnie recenzja w dzisiejszych czasach uzyskuje inne znaczenie niż typowa szkolna czy słownikowa formułka i choćbym nie wiem jakbym się starała przy jej pisaniu to zawsze będzie to subiektywna opinia o danym utworze. Jedni lubią długie opisy w książkach, inni nie – ważne jest, aby każdy z Nas to zauważał, szukał miejsc i osób, które preferują podobną tematykę czytelniczą, a nie krytykował, wręcz mieszał z błotem książkę fantastyczną, gdy fantastyki nie czytuje. Czy zgadza się Pan z tym stwierdzeniem?
Subiektywizm recenzji jest jej największą zaletą! Recenzent nie musi pisać rozprawy naukowej, zajmując stanowisko obiektywne, czyli w zasadzie nie zajmując żadnego. Recenzent na blogu powinien za to podzielić się z czytelnikiem swoją refleksją na temat przeczytanej książki. Jeśli razem ze swoimi czytelnikami „nadają na jednej fali”, to można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że to, co podoba się blogerowi, spodoba się także czytelnikowi jego bloga.
Zastanawia mnie także inna kwestia, w dzisiejszych czasach wszystko co szokuje, jest kontrowersyjne, ostre przyciąga ludzi, a ja osobiście nie lubię postępować w ten sposób. Nie jestem w stanie zmieszać utworu czy autora z błotem tak jak to przykładowo robi wiele osób ze znaną serią erotyków EL James. Mogę napisać o jej niedociągnięciach, ale wolę to robić w bardziej stonowanym stylu, osobiście dla mnie bardziej kulturalnym z poszanowaniem drugiej strony, a jest to traktowane różnie- często jakbym nie potrafiła wyrazić konkretnie stanowiska. Co Pan myśli o takim podejściu? Poza tym czy używanie zwrotów „to najgorsza książka jaką w życiu czytałem, gniot” – jest czymś poprawnym? Wiele osób żąda wręcz, by recenzje były obiektywne, ale takie zdania same przez siebie świadczą o tym, iż recenzja nigdy nie będzie obiektywna.
Powtórzę – recenzja ma być subiektywna. Recenzja jest zawsze pewnego rodzaju interpretacją utworu, przepuszczeniem go przez filtr „pierwszego czytającego”. A używanie określeń w stylu opisanym jest… no cóż, po prostu dziecinne. I nastawione na wywołanie reakcji zupełnie innego typu. Dzieło literackie może szokować i burzyć schematy – recenzja tego robić nie powinna.
Inne pasje poza pisaniem? Malarstwo? Gotowanie? Mistyka? Fotografia? Szycie ;P?
Dwie. Pierwsza – to łowienie ryb 🙂 Coś, co najbardziej przypomina wydawanie książek. Albo chodzi się ze spinningiem i poluje na okazję, albo siedzi się z wędką gruntową, nęci i czeka, aż okazja sama nadejdzie. Druga – to rośliny doniczkowe ze szczególnym uwzględnieniem hodowli miniaturowych drzew bonsai. Coś, co najbardziej przypomina pracę z debiutującym autorem; pielęgnuje się, sadzi, podlewa, dogląda, przesadza… I czeka cierpliwie, aż coś z tego wyrośnie pięknego.