Katarzyna Bonda Ksiażki Luźne Pogaduchy MK Czytuje

[ wywiad/rozmowa ] Luźne Pogaduchy z Katarzyną Bondą – pisarką, o wielu obliczach- ” Bo prawda ma wiele oblicz. Dokładnie tyle, ile stworzono postaci w literaturze”

luznepogaduchy

We wstępie do tych pogaduch muszę się Wam do czegoś przyznać. Pani Kasia była jedną z pierwszych autorek, która zgodzili się wziąć udział w Luźnych Pogaduchach. Cały dzień cieszyłam się jak małe dziecko i traktowałam to jako rodzaj wewnętrznej nobilitacji, wyższy level w ukochanej grze lub bardziej czytelniczo: zdobycie ukochanej powieści, której nakład został wyczerpany. Dodatkowym bonusem był fakt, iż zakochałam się w jej powieściach: Polskie Morderczynie oraz Pochłaniaczu i po prostu chciałam ją poznać bliżej, a właściwie poznać jej podejście do życia, spojrzeć na pewne sprawy jej oczyma. Pani Katarzyna zachwyca mnie swoim profesjonalizmem i drobiazgowością oraz misternie utkanymi postaciami. Zdecydowanie nie mogę patrzeć na nią obiektywnie, więc zapraszam Was na tę niezwykle subiektywną i pasjonującą rozmowę.

MK: Czym dla Pani są książki?

KB: Górnolotnie odparłabym, że to karma dla ducha. Ale tak naprawdę książka, a raczej zawarta w niej opowieść, jest mi potrzebna dla zachowania higieny psychicznej. Czytając najlepiej odpoczywam. Nie znaczy to wcale, że lubię książki łatwe, lekkie czy też proste opowieści. Przeciwnie. Im trudniejszy temat, im

bardziej zmusza mnie do refleksji, angażuje, im większy wachlarz emocji uruchamia, także tych których nie chcę przeżywać w rzeczywistości a jedynie wirtualnie, na kartach powieści, tym po skończeniu odczuwam głębszy katharsis.
Można powiedzieć, że są dla mnie jak powietrze. I nigdy nie żal mi na nie pieniędzy. To także najdoskonalszy prezent. Daję je każdemu.

Jeśli chodzi o mnie to także nigdy nie jest mi żal wydanych pieniędzy na książkę, bardziej jest mi żal, że muszę się ograniczać;))

Czy od zawsze chciała Pani pisać? Co Panią do tego skłoniło? Czy dziennikarstwo przyczyniło się do Pani wyborów dotyczących tematyki powstałych książek?

Tak. Mogę się już przyznać, choć kiedyś nie miałam śmiałości. Wydawało mi się to zbyt bezczelne. Chciałam pisać, opowiadać, chciałam by ludzie mnie słuchali. Ale nigdy nie czułam się kimś wyjątkowym, wieszczem, nie mam syndromu Boga, nie jestem od nikogo mądrzejsza ani bardziej doświadczona. Owszem, w trakcie pracy dziennikarskiej spotkałam tysiące ludzi, bardzo różnych, także odmiennych kulturowo czy religijnie. To jakby się miało nie jedno, ale siedem żyć. Ten bagaż doświadczeń i umiejętność rozmowy, postrzeganie człowieka jako najciekawszego elementu jest z pewnością podyktowane moim dawnym zawodem.

Czy poznając tyle różnych „ludzkich twarzy”, ich religii, kultur, zachowań, przyzwyczajeń – człowiek nabiera więcej dystansu do świata i siebie? A może uodparnia się na pewne zjawiska – jak wojna, morderstwa czy przemoc?

Człowiek nie jest w stanie uodpornić się na zło. Przemoc, agresja tworzą wyłom w rzeczywistości, są jak błąd w systemie, a jak w każdej uszkodzonej matrycy błąd sam nie znika, lecz się multiplikuje. Nie da się jednak skutecznie pracować za pomocą zepsutego urządzenia. Poszukiwanie takich „errorów”, których skutki są widoczne po jakimś czasie jako czyste „zło” jest moim zdaniem najciekawsze. Kiedy się sięgnie głębiej widać, że zaczęło się od drobiazgu. Wierzę, że literatura jest właśnie po to: by pokazywać innym te terrory, ciemną stronę mocy, zło właśnie – paradoksalnie należy pokazywać, rozbierać na czynniki pierwsze, by ukazywać dobro i jego siłę, bo uważam, że zło to nieodłączny element naszego sposobu działania (zaliczam tutaj także drobne kłamstewka, oszustwa, czy „niewinne” zatajenie prawdy). Z całą pewnością nie doszukiwałabym się tutaj żadnych metafizycznych sił. Nie wierzę w diabła z rogami i ogonem. To mitologiczne patrzenie i tworzenie symboli, które mają na celu nasze oswojenie z materią. Mając kontakt w bardzo wieloma ludźmi, z różnych kultur, religii, poziomów społecznych, wykształcenia etc. tak naprawdę widzi się, że pewne rzeczy występują na poziomie „zwierzęcym” – są wpisane w nasze zachowania, inne zaś są nabyte, wyuczone, podpatrzone, skopiowane lub najzwyczajniej w świecie są naszym kagańcem (jak np. religia, zasady moralne, czy choćby savoir-vivre). Człowiek jest zwierzęciem, kieruje się instynktem, czuje i działa czasami jak istota zbudowana po prostu z ciała i flaków. Zaspokaja swoje potrzeby, dąży do utrzymania poziomu życia, dobiera sobie partnera, rozmnaża się. To naturalne, żeby przetrwać walczy. Ale już to – z jaką klasą i czy uczciwie, zależy od jego nabytych przyzwyczajeń (znów – religia, zasady moralne, czy choćby savoir-vivre). Jednakowoż to, co odróżnia nas od innych zwierząt, jest z jednej strony – „słowo” (a więc mowa i umiejętność artykułowania myśli, planów, ale i mataczenie, kłamstwa, kombinacje) oraz myślenie (planowanie, strategia, realizacja ambicji, marzeń, aspiracje). Kiedy w grę wchodzą „złe motywacje” zwykle nasza dzika natura (nasza wewnętrzna bestia, którą każdy z nas posiada i większość nad nią panuje) wygrywa z człowiekiem „rozumnym”. Ten dysonans jest nieunikniony, nie wolno się ani przed tym wzbraniać, ani też demonizować.

Czy istnieje jakiś wymarzony temat, za który się Pani jeszcze nie zabrała?

Jest ich bardzo wiele, mam bazę danych, taki swoisty sejf, w którym siedzą i czekają tematy, którymi się zajmę. Nie używam wszystkiego jednocześnie. Nie potrafię powiedzieć że jest jeden taki temat. Martwię się raczej czy zdążę zabrać się za to wszystko co planuję dla moich czytelników. Życie jest krótkie, a świat taki piękny, ciekawy (nawet jeśli mówimy o sytuacji krytycznej jaką jest przestępstwo i wina), że obym miała tylko siłę i zdrowie, by jak najwięcej wziąć na warsztat.

Bardzo lubię zdanie: Kryminał nie jedno ma oblicze. Jakie oblicza Pani w nim widzi?

Uprawiam powieść kryminalną. Dla mnie moment zbrodni jest jedynie kluczem, który sprawia, że szkatułka się otwiera i na jaw wychodzą wszelkie schowane głęboko sekrety. To dla mnie jest wyzwanie, by wydobyć je na światło dzienne. Być może też dlatego moje książki to po prostu wielowątkowe powieści. Jeśli ktoś oczekuje szybkiej akcji, prostej intrygi i szpanu, niech czyta kogoś innego. Staram się od lat by moje nazwisko kojarzyło się ludziom z grubą, psychologiczną powieścią, jaką jest dziś kryminał. Wychodzę z założenia, że opowieść, taka klasyczna, z czasów plemiennych była właśnie o tym, bardzo często zawierała w sobie wątek kryminalny, od niego się zaczynała lub nim kończyła. Te wszystkie dzieła, które przeszły do historii literatury, które są zwykle na liście lektur, zawierają sobie najwyższą stawkę czyli śmierć. Tak naprawdę nie interesuje mnie śledztwo, odkrywanie, maskowanie – robię to, żeby budować napięcie, ale to jedynie struktura. Moje książki są o czymś innym. Dotykam zawsze jakiegoś tematu, który nie jest ani związany ze zbrodnią, ani z wielką aktualną aferą lecz – zwłaszcza takie lubię najbardziej – to zwykle kameralna historia, która ma znaczenie dla jednego człowieka, a co za tym idzie dla jego świata. Jeśli jest to prawdopodobne, daję szerszy kontekst opowieści, bo książka nie ma na celu informowania, od tego są gazety, media ogólnie, ale ma za zadanie budzić emocje. Pochłaniacz to na przykład książka o kilku dzieciakach, które uruchamiają spiralę zła, ponieważ kiedy się jest młodym wydaje się nam zwykle, że świat leży u naszych stóp i nie znamy słowa lęk. Potem się to zmienia, nawet bardzo. A trupy, śledztwo, nawet sama postać detektywa – to jedynie przewodnik po świecie, o którym wam opowiadam. Kryminał dziś wielką literaturą jest i można przezeń powiedzieć więcej niż za pomocą jakiegokolwiek gatunku.

Właśnie! Jak opisałaby Pani swoją najnowszą serię powieści, której Pochłaniacz jest pierwszą częścią?

„Pochłaniacz” jest pierwszą częścią cyklu Cztery żywioły Saszy Załuskiej składającego się z czterech tomów. Każdemu patronuje inny żywioł: POWIETRZE, ZIEMIA, OGIEŃ i WODA.
W każdym bohaterka rozwiązuje inną zagadkę kryminalną, korzystając z innej metody kryminalistyki. Tom pierwszy cyklu, któremu patronuje żywioł powietrza – wprowadza czytelnika w tajemnice osmologii – nauki o zapachach. Jednocześnie czytelnik stopniowo odkrywa tajemnicę Saszy, której przeszłość będzie głównym tematem ostatniego tomu serii. Wszystkie cztery części stanowią całość, nie dlatego, że łączy je kompozycja Iching (żywioły) ale tak naprawdę to tetralogia o Saszy. Chciałam, by polski czytelnik dostał merytorycznie zbudowaną, profesjonalną serię, taką jakie pojawiają się na rynku zagranicznym. Dopracowaną w każdym detalu, nie dlatego, że to powieść z wątkiem kryminalnym (oczywiście intryga jest misternie dopracowana – to pisarskie abecadło jeśli chodzi o ten gatunek), ale byśmy trzymali kciuki za bohaterkę, za Szaszę. To dla jej postaci napisałam Pochłaniacz i kolejne części. Bo zanim zabrałam się za robotę najpierw wszystko wymyśliłam i choć wy na razie znacie tylko POWIETRZE ja od początku znam całość, bo tak traktuję ten cykl. To novum w myśleniu o pisaniu na polskim rynku. Zwykle bohater tworzy się stopniowo, autor nie poświęca mu aż tyle uwagi. Ja pracuję nad moimi książkami jak projektant, poświęcam dużo czasu na myślenie, lubię tak pracować. Sam zapis jest tylko wisienką na torcie –
przyjemnością.

Czyli nigdy nie pisuje Pani powieści, których nie zna zakończenia? Zawsze rozpoczyna je Pani czymś w rodzaju konspektu z zakończeniem, by dopiero później budować inne elementy powieści, dopracowywać je?

Tak, nie da się napisać dobrej powieści kryminalnej bez konspektu. To niemożliwe. Jeśli ktoś uważa inaczej proszę podać mi jego nazwisko, chętnie go wysłucham. Inna rzecz, że współcześni autorzy kryminałów już dawno przestali pytać „kto zabił”. Dziś interesuje nas coś zupełnie innego. A mianowicie świat w jakim żyjemy, tajemnice do odkrycia, połączenia między ludźmi. Mnie osobiście tylko taka powieść „kręci”. Prosta intryga nudzi mnie, zawsze tak miałam. Nie znaczy to wreszcie, że po napisaniu planu nie zmieniam go. Abdejtuje do znudzenia, aż historia się ułoży. Historia potrzebuje czasu, a pisarz musi być pewien, w którym kierunku chce iść. Między innymi dlatego też potrzebuję bardzo dużo czasu na tzw. myślenie, co z zewnątrz wygląda jakbym nic nie robiła. Nic bardziej mylnego.

Sasza jest dla mnie niezwykle złożoną postacią, pełną niewiadomych, a jednocześnie mam wrażenie, iż wiem o niej wiele. Dlatego tak nie mogę się doczekać kolejnych części serii. Czy traktuje Pani postacie fikcyjne jak realne? Czy nadaje im Pani ten status, by potem przeżywać z nimi rozterki? Ja zdecydowanie czytając właśnie tak reaguję na dobrze skonstruowanego bohatera, ale jestem ciekawa jak to wygląda w Pani przypadku – jako pisarki?

Postać literacka to maska, którą pisarz zakłada samemu sobie w zależności od sytuacji fabularnej. Nie ma znaczenia jego płeć ani to czy operuje akurat twarzą kobiety czy mężczyzny. Za tą fasadą ukrywa się zawsze serce autora. Między wierszami zaś wyczytać można to, co autor sądzi o świecie i jakim go naprawdę widzi. Wiek, status zawodowy, społeczny bohatera to też kamuflaż. Pisarz jest jak projektant, reżyser i wojskowy w jednym. Ubiera modelkę według własnej wizji, stawia ją w określonej scenerii, zmusza do działania i – co najważniejsze – buduje kontekst sytuacji. Nie znaczy to wcale, że osobiście wielbi kolor czerwony lub tkaninę typu tweed. Wybrał te dwa detale, bo pasują do jego wizji twórczej. Jego głównym celem jest chęć opowiedzenia światu doniosłej historii (nie musi być spektakularna, kameralną jest o wiele trudniej opowiadać), ale czytelnik musi się nią przejąć. Dlatego pisarz winien wiedzieć, jaką prawdę nam przedstawia. Kierować naszą uwagę na to, co wzbudzi głęboką refleksję po lekturze, a nie tylko w jej trakcie. Bo prawda ma wiele oblicz. Dokładnie tyle, ile stworzono postaci w literaturze.
Na pierwszy rzut oka stworzyć postać literacką jest łatwo. Każdy nasiąknięty opowieściami (czy to książkowymi, filmowymi czy też teatralnymi) człowiek, obdarzony nietuzinkową wyobraźnią, to potrafi. Bierzemy garść z tego, szczyptę z kogoś innego, kilka szczegółów podpatrzonych gdzieś kiedyś i jest! Tak się niektórym wydaje. Tym, którzy mówią, że najtrudniej jest pisać o sobie. Bo to oznacza zdjęcie masek i pokazanie własnej twarzy; odsłonięcie się, ujawnienie, prezentacja emocjonalnego golasa. Pewnie ktoś zaraz powie: jakiej to wymaga odwagi, siły lub hartu ducha. Bzdura! Osobiście w fabule mierzi mnie rekonstrukcja wydarzeń, dokładnie odzwierciedlanie istniejących osób. Ja, która jestem maniaczką dokumentacji, sprawdzam najdrobniejsze detale, zanim pozwolę im zaistnieć w książce jako rozwiązania dramaturgiczne. Dlaczego więc mierzi? Ponieważ sztuką jest nie odzwierciedlanie, ale przetwarzanie. Tym artysta różni się od choćby historyka czy dokumentalisty. W pisaniu o sobie 1:1 węszę zaś najdoskonalszą maskę ze wszystkich, ale też najbardziej pokrętną. Kreację, która ma na celu oszukanie wszystkich, a zwłaszcza samego siebie, aby pisarz wydał się czytelnikowi lepszym (lub gorszym) człowiekiem niż naprawdę jest. Po co? To zwykły przerost sztuki nad treścią.

Kryminalistyka i profilowanie to niesamowicie interesujące zagadnienia. Jakie publikacje poleciłaby Pani zainteresowanym tym tematem? Skąd czerpie Pani inspiracje dotyczące tych zagadnień i co Panią skłoniło do sięgnięcia po tego typu wątki?

Mogłabym podać listę, ale byłaby ona nieskończenie długa. Mam specjalne miejsce w biblioteczce wydzielone na publikacje naukowe, z których korzystam. A po napisaniu kolejnej książki ich przybywa. To nie jest tak, że ja sobie coś tam googluje. Bez sensu, to nie dokumentacja. Solidnie się napełniam wiedzą, nie tylko czytając, ale przede wszystkim rozmawiając z ekspertami, by zrozumieć zjawisko i potem dopiero wymyślam opowieść. Byłabym świetnym naukowcem, mam do tego dryg. Kiedy mam bliźniaków, mam o tym kilkanaście publikacji, kiedy piszę o alkoholizmie – to samo. Mafia – szukam ludzi związanych z tematem. Harfa – OK. muszę ją nie tylko zobaczyć, ale dotknąć jej i posłuchać opowieści harfistki. Kryminalistyczne rzeczy dochodzą naturalnie, interesują mnie nowe metody, kryminalistyka w ogóle. W jednej z książek dotarłam do planów architektonicznych budynku, innym razem potrzebowałam przekopać się przez akta w IPN. Nie szczędzę na to czasu ani pieniędzy. To mój psi obowiązek. Ja mam za zadanie solidnie wykonać tę robotę, by czytelnik nie musiał w trakcie lektury się zastanawiać, a miał wyłącznie przyjemność (także poznawczą). Tak uważam i to się raczej nie zmieni.

Literatura faktu czy jednak fikcja? Co Pani bardziej odpowiada?

Zdecydowanie fabuła. Czyni pisarza wolnym. Ale dokumenty także lubię, bo lubię wyzwania, pojedynki i zdejmowanie masek. Niestety na razie mam tyle pracy z książkami fabularnymi, że raczej nieprędko zajmę się książką dokumentalną, choć tego nie wykluczam.

Ulubieni pisarze? Polscy czy zagraniczni? Kobiety, mężczyźni?

Nie ma znaczenia płeć. Czytam właściwie wszystko. Także kolegów, nawet jeśli mi się nie podoba. Chcę wiedzieć z kim mam do czynienia. Ale mam swoją krótką „półeczkę” (niżej lista). To, co naprawdę mnie bierze to grubaśne powieści niekryminalne. Uwielbiam zanurzać się w opowieści wielowątkowej, całkowicie „odklejając” od rzeczywistości. Myślę, że do tego zmierzam. Tak pragnęłabym pisać. Ale nie jestem na tyle bezczelna, by zafundować sobie takiego wyzwania. Jeszcze nie jestem gotowa. Czekam, aż się wykształcę, rozwinę i może kiedyś sprawie sobie taką poprzeczkę. Na razie staram się dobrze wykonywać swoją robotę jako autorka powieści kryminalnych.

Middlesex, Jeffery Eugenides
Wyznaję, J. Cabre
Królowa południa, Arturo Pérez-Reverte
Król szczurów, James Clavell
Pani Bovary, Gustave Flaubert
Mistrz i Małgorzata, Michaił Bułhakov
Karnawał, Gerhart Hauptmann
Sedno sprawy, Graham Green
Sexus, Henry Miller
Sto lat samotności, Gabriel García Marquez

Ulubiony cytat, sentencja, wiersz?

Tylko jeden? Podam dwa.

Spotkanie to zetknięcie się dwóch biegunów. Subiektywnym biegunem jest sam człowiek w trakcie tworzenia. Biegunem obiektywnym jest świat – jest to spotkanie artysty lub naukowca ze światem. Jedno wpływa na drugie i żadnego nie można zrozumieć, jeśli drugie zostanie pominięte. Tworzenie jest procesem, działaniem – w szczególności procesem, w którym dochodzi do wzajemnego związku pomiędzy jednostką i jej światem. „Odwaga tworzenia”, Rollo May
Polecam każdemu tę książkę. Jest piękna i nie tylko o pisaniu, ale o twórczości. Każdy z nas ma bowiem w sobie artystę.
I drugi:
Dlaczego jest tak, że najlepsze pomysły nachodzą mnie z rana, podczas golenia? Albert Einstein

.Jak Pani odbiera dzisiejszy rynek czytelniczy? Polacy czytają mniej, a może nie jest tak źle? Jak

to wygląda w Pani otoczeniu?

Jest bardzo dobrze. Nie wierzę w zapaść czytelnictwa. A Polacy szczególnie dużo czytają i to rodzimej literatury. Uważam, że bardzo dobrze, że rynek jest zróżnicowany, że jest miejsce i na prosty romans i wielką literaturą, trudniejszą. Kryminał ma się bardzo dobrze, to apogeum gatunku, tak to czuję biorąc pod uwagę nawet wyniki sprzedaży. Jeszcze dziesięć lat temu miałam kłopot ze znalezieniem wydawcy, bo polscy wydawcy prestiżowi nie chcieli wydawać powieści kryminalnych, dziś reprezentując dokładnie ten sam gatunek jestem autorką bestsellerową, a nawet sprzedażowo w Polsce zdystansowałam zagranicznych mistrzów. Już ustawia się kolejka agentów zagranicznych, by mnie tłumaczyć. Nie uważam, że ludzie nie czytają skoro zaledwie trzy tygodnie od premiery Pochłaniacza jestem na najwyższych miejscach top listy. Można dyskutować z decyzją jury, która przyznaje nagrody, można też mówić, że krytycy się nie znają (co nie jest prawdą, a zresztą z krytyką się nie dyskutuje, każdy oceniający ma pełne prawo mnie złajać, ja zawsze przyjmę to z honorem jak dobrą lekcję do odrobienia), ale czytelnik i tak wie najlepiej. Ma do wyboru teraz bardzo wiele powieści, miliony, jeśli nie miliardy, a wybiera moją książkę. Nie wydałby tych 40 złotych, jeśli nie chciałby jej mieć, czytać, trzymać na półce. Ci wszyscy, którzy uważają, że jest zapaść nie mają racji, zresztą są jeszcze biblioteki, miejsca przekazywania książek, ich wymiany, to generuje naprawdę masę ludzi, od maturzystów po emerytów. Czytamy i będziemy czytać jeszcze więcej, zwłaszcza w dobie szaleństwa mediów interaktywnych, wirtualnych informacji typu ”szok,skandal” i obrazkowych plastikowych seriali nastawionych na prostą sensację. Książka bowiem jak powiedziałam wyżej jest w stanie nas zatrzymać i zmusić do przemyślenia, nic – żadna inna sztuka, film, czy serial nie ma takiej siły. A biorąc pod uwagę jak rozwija się sprzedaż ebooków, audiobooków, mamy do czynienia tylko z przestawieniem się na inną formę książki, choć ja jestem orędowniczką papieru, gdyż on nie umiera nigdy!

Inne pasje poza pisaniem?

Zawiodę panią. Tylko rozmawianie z ludźmi (obsesja:) – czyli zdobywanie nowych opowieści.
Macierzyństwo, rodzina, przyjaciele, normalne życie. Nuda. Może nadmiernie kolekcjonuję obuwie i sukienki (uwielbiam je mieć, nie muszę ich nosić). Sporo podróżuję, bo podróże kształcą, otwierają na nowe wartości, dają dystans do świata, choć jestem stuprocentową pracoholiczką i zwykle każdą chwilę i tak poświęcam na dokumentację. Kucharka ze mnie beznadziejna (kiedyś zapomniałam do sernika dodać mąki i od tej pory spasowałam, Bonda i garnki to oksymoron), słoń nadepnął mi na ucho, nie chce Pani oglądać moich rysunków, podobnie jak nosić rzeczy, które sama bym uszyła. Guzik wszyję, owszem, ale nie daję gwarancji, że nie krzywo (mam zaprzyjaźnioną i sprawdzoną doskonałą krawcową). Jak widać, tak naprawdę do niczego poza pisaniem się nie nadaję. Ale nie przejmuję się, wychodzę z założenia, że albo robisz coś dobrze, albo wcale. Tego się trzymam.

Tradycyjnie już pytam autorów o ich wymagania dotyczące recenzji/opinii zarówno jako czytelników jak i twórców danych publikacji. Czego Pani szuka w recenzjach? Jakie powinny zawierać elementy, a jakich nie?

Nie wiem, nigdy nie zajmowałam się pisaniem recenzji i szanuję każdą opinię. Najbardziej interesuje mnie subiektywne spojrzenie autora recenzji. To, jak dane dzieło zostało odebrane, jak dane dzieło wpłynęło na odbiorcę. Jeśli książka się nie podobała, ale osoba to dobrze umotywuje, wierzę jej. Nie lubię też, kiedy ktoś zamiast pisać o swoich odczuciach opowiada mi treść. Odbiera mi wtedy całą zabawę. Treść chcę odczytać sama, jako czytelniczka danej pozycji, ale pomaga mi fakt, jeśli ktoś pisze, że ta książka go wzburzyła, wstrząsnęła lub przy niej zasypiał, bądź go denerwowała (i dlaczego). Zawsze lubiłam  konkret i osobiste spojrzenie, nawet jeśli byłoby ono kontrowersyjne czy bałwochwalcze. Jest ona bowiem całkowicie subiektywnym spojrzeniem tej osoby i pomiędzy wierszami chcę dostrzec człowieka, który przeczytał daną książkę lub obejrzał dany film.

Co Panią najbardziej cieszy w wypowiedziach czytelników?

Kiedy mówią mi, że mnie nienawidzą, bo czytali non stop i nie byli w stanie się oderwać od mojej powieści, rzucili inne obowiązki, nie spotkali z narzeczonym, oddali dzieci pod opiekę dziadkom, kiedy realny świat przestał dla nich istnieć na rzecz fabuły, którą dla nich przygotowałam. Kiedy doceniają włożony trud, kiedy zadają pytania. Kiedy wreszcie mówią mi, że kochają moje książki, bo jest tak, jakby opowiadała tę historię tylko im, w tajemnicy. Bo jest tak intymna. Tak jest w istocie. Komunikuję się z jednym człowiekiem, z którym podczas lektury mam intymny związek i faktycznie zdradzam im na ucho tajemnice.

Jaki świat fikcyjny lub realny jest Pani wymarzonym?

O cholera! Taki, w jakim żyję! Nie zmieniłabym ani jednej rzeczy. Zna Pani ten odcinek Pingwinów z

Madagaskaru: „Skarb Czerwonego Wiewióra”? Chodzi tam o to, by ten skarb znaleźć i.. zniszczyć. Szybko okazuje się, że żaden z bohaterów nie chce tego zrobić, bo ma swoje idealne wizje świata, marzenia, aspiracje, które mogłyby być spełnione, gdyby skarb pozostał. Tylko najgłupszy Król Julian konfrontuje się ze swoim marzeniem i okazuje się, że w jego życiu nic, by się nie zmieniło, gdyż on jako jedyny żyje jak chce i ma dokładnie wszystko, czego pragnie. Tu i teraz. Jestem Królem Julianem. Jestem szczęśliwa. Bo szczęście to nie coś niedoścignionego, coś, co nas spotka, będzie kiedyś. Szczęście to dobre i głębokie przeżywanie każdej chwili. Niekoniecznie jest przyjemne, te negatywne aspekty życia mają o wiele większe znaczenie, gdyż nas uczą całkiem nowych rzeczy, dają nowe kompetencje, rozwijają. Ja to nazywam wiedzą czego się chce i czego się nie chcą, w uproszeniu to bycie „blisko siebie”. Ja jestem, bardzo wiele lat zajęło mi, by nauczyć się tego bronić. Ale się opłaca. Tego sobie, Pani i Państwu życzę.
Serdecznie pozdrawiam Czytelników Pani strony i życzę udanych wakacji (nie zapomnijcie o dobrej lekturze!)
Katarzyna Bonda

I ja dziękuję przepięknie za te pogaduchy. Zainteresowanych powieściami Pani Kasi odsyłam do zakupów, recenzji i informacji o tych publikacjach. Według mnie najwięcej o książkach danego autora świadczą opinie osób, które nie lubią lub nie czytają danego gatunku literackiego i tak jak kocham kryminał, tak nie przepadam za literaturą faktu, ale Polskie Morderczynie to jedna, z niewielu książek, z tego gatunku, która po prostu mną wstrząsnęła i spowodowała, iż pragnęłam poznać inne powieści  Pani Kasi. Pozdrawiam Was Ciepło!

katarzynabonda.pl
przeczytaj fragmenty powieści >>
*zdjęcia pochodzą ze stron na FB i LC oraz strony autorskiej

 

| Pochłaniacz | Polskie Morderczynie | Zbrodnia [nie]doskonała | Wywiad z autorką |
Spodobał Ci się post? Był przydatny? Polub i poleć znajomym.
Translate »