Agnieszka Krawczyk Ksiażki Luźne Pogaduchy MK Czytuje

Luźne Pogaduchy z Agnieszką Krawczyk – Zbrodniczą Siostrzyczką, której powieści zawierają w sobie nutkę czegoś nieokreślonego…

luznepogaduchyDziś prezentuje Wam moje Pogaduchy z Panią Agnieszką Krawczyk – Zbrodniczą Siostrzyczką, pisarką, osobą niesamowicie pozytywną i otwartą. Jej powieści czy opowiadania zawierają w sobie coś nieokreślonego, niedopowiedzianego – jakąś tajemnicę. Jej opowiadanie Memento to mistyka i teorie spiskowe, a najnowsza powieść Noc zimowego przesilenia to okultyzm, historia i… o co jeszcze? Przekonacie się czytając tę rozmowę. Zapraszam Was do lektury. 

 

MK: Czym dla Pani są książki? Czy wypełniały Pani dzieciństwo? Kto Panią do nich zachęcił? 

AK: Zacytuję dwóch moich ulubionych pisarzy: Carlosa Ruiza Zafona – Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to, co już masz w sobie” i Umberto Eco – „Kto czyta książki, ten żyje podwójnie”. Bardzo dużo czytam, nauczyłam się sama, gdy miałam pięć lat. Pierwszą książką, którą przeczytałam samodzielnie był „Doktor Dolittle i jego zwierzęta”, nie podobała mi się zresztą, wydawała mi się bardzo ponura – te wszystkie opuszczone stworzenia i lekko zbzikowany weterynarz (tak to wówczas odbierałam). Pierwsza ważna książka to „Dzieci z Bullerbyn”. Ponieważ w dzieciństwie bardzo dużo chorowałam i mnóstwo czasu spędzałam w domu, książki dotrzymywały mi towarzystwa, dzięki nim nigdy się nie nudziłam i tak pozostało do dzisiaj. Generalnie nie znam pojęcia nudy i nie rozumiem jak można się nudzić, skoro jest tyle wspaniałych książek do przeczytania! Uprzedzając Pani pytanie – ulubioną książką mego dzieciństwa był „Tajemniczy ogród” – do dzisiaj zbieram stare wydania tej książki, mam ich kilkanaście.
Czy od zawsze chciała Pani pisać? Co Panią do tego skłoniło?
Tak, zawsze chciałam pisać, tylko długo nie mogłam dokończyć żadnej książki. Myślę, że brakowało mi samodyscypliny. „Magiczne miejsce”, które chronologicznie jest moją pierwszą książką, dokończyłam wreszcie po wydaniu „Napisz na priv”. Bardzo długo miałam też „rozgrzebane” „Morderstwo niedoskonałe”. Teraz kończę każdą książkę, którą zacznę. A co mnie skłoniło do pisania? To bardzo proste – chciałam przeczytać takie książki, jakie sama później napisałam, brakowało mi ich. No więc usiadłam i zabrałam się do pracy!

 

Ulubiony gatunek literacki?

Powieść, zdecydowanie. Pozwala się wypisać, ma jakby to powiedział Eco „większy oddech”.
Ulubieni autorzy? Polscy czy zagraniczni? Idole?

Moim ulubionym pisarzem jest John Irving, pewnie dlatego, że w jego książkach bohaterami są pisarze. Pierwsza książka Irvinga, którą przeczytałam, i do której mam ogromny sentyment to „Hotel New Hampshire”. Kiedy czytałam ją wiele lat temu wydawała mi się zabawna, obecnie uważam, że jest przejmująco smutna, zresztą jak głosi bon mot tej książki: „Smutek zawsze wypłynie”. Moja ulubiona powieść Irvinga to „Jednoroczna wdowa”, o pisarce rzecz jasna! Innych autorów: Eco i Zafona już wymieniłam, dodałabym do listy jeszcze Arturo Perez-Reverte, mistrza powieści przygodowej.
Czytam też oczywiście, a może przede wszystkim, kryminały. Z zagranicznych autorów lubię szczególnie Petera Maya i Bernarda Miniera, a z polskich cenię książki Mariusza Czubaja, Kasi Bondy i Marty Guzowskiej. Mamy bardzo dobrych autorów powieści kryminalnych, którzy nie ustępują tym zagranicznym.
Tematyka, o której najchętniej Pani pisze….a może jest jakiś wymarzony temat, za który się Pani jeszcze nie zabrała?

Najchętniej piszę kryminały i powieści obyczajowe. A napisałabym chętnie powieść grozy, może z jakimś wątkiem nadprzyrodzonym i kryminalnym jednocześnie? To byłoby ciekawe…

Ja jestem jak najbardziej za!
Bardzo lubię zdanie: Kryminał nie jedno ma oblicze. Jakie oblicza Pani przedstawia? 


Zaczęłam od kryminału na wesoło, czyli „Morderstwa niedoskonałego”. Potem były dwa kryminały retro: „Dziewczyna z aniołem” (akcja w latach 50. XX w.) i „Noc zimowego przesilenia” (czasy II wojny światowej). To są dwa kryminały krakowskie, trzeci chciałabym umieścić we współczesnym Krakowie. No, ale czytelnicy chcą kontynuacji „Nocy”, czyli drugiego kryminału o wojnie. Mam bardzo dobry pomysł i na pewno go napiszę!
Morderstwo niedoskonałe i Magiczne miejsce niedługo będą w moim posiadaniu dlatego niebywale się cieszę z tego zakupu. Pisze Pani, iż są to książki, które sama Pani chciała przeczytać, których Pani brakowało.  Co mają takiego, czego brakowało według Pani innym pozycjom? Jakby Pani opisała swoje książki? Które należą do Pani ulubionych i dlaczego?

Każda moja książka jest inna. Pierwsze trzy są napisane „na wesoło”. „Napisz na priv” i „Magiczne miejsce” to powieści obyczajowe, a „Morderstwo niedoskonałe” kryminał w stylu Chmielewskiej. Wszystkie trzy cieszyły się ogromnym powodzeniem. Właśnie skończyłam kontynuację „Magicznego miejsca”, na którą czekało wiele czytelniczek. Książka wyszła mi bardzo fajnie, mam nadzieję, że się spodoba. Na a dwie ostatnio wydane, czyli „Dziewczyna z aniołem” i „Noc zimowego przesilenia” to mroczne kryminały, którymi na pewno zaskoczyłam tych, którzy znali moje wcześniejsze powieści. A co mają takiego, że musiałam je napisać? Atmosferę. Każda jest na swój sposób magiczna. Bardzo lubię tworzenie w książkach nastroju – i w obyczajowych, i w kryminałach. A która jest ulubiona? Zawsze ta ostatnia!

Pani najnowsza powieść to Noc zimowego przesilenia to kryminał z wieloma wątkami m.in. okultystycznym, historycznym  – Skąd pomysł na taką powieść? Fascynacja tymi czasami, zjawiskami?

 

Tak. Mnie fascynuje historia Krakowa, ale też historia II wojny światowej. Starałam się jednak, by książka nie była dydaktyczna, bo największy błąd jaki może zrobić autor kryminału retro, to zanudzić czytelnikami szczegółami historycznymi. Brałam też pod uwagę, że nie wszyscy moi czytelnicy znają Kraków. Nie chciałam więc im fundować kroniki miasta. Historia u mnie to tło, sztafaż, ma ilustrować wydarzenia, a nie wysuwać się na plan pierwszy. Ważniejsza jest tutaj opowieść o niepohamowanej żądzy władzy i złu, które w sprzyjających warunkach (a takie są właśnie w czasie wojny) nie znajduje żadnej tamy.
Tłem „Nocy zimowego przesilenia” jest historia stowarzyszeń okultystycznych, które działały w Niemczech z inspiracji Hitlera. Na pewno słyszała Pani o Ahnenerbe, czyli Niemieckim Dziedzictwie Przodków. Była to organizacja powołana przez Himmlera, która zajmowała się poszukiwaniem różnych artefaktów, na przykład Arki Przymierza (i w tym punkcie film „Poszukiwacze zaginionej arki” o Indianie Jonesie przedstawia prawdziwy wątek) i świętego Graala, wszystko to miało im dać nadprzyrodzoną siłę. Prowadzili badania w Tybecie, mieli zamki w Europie, w których dokonywali barbarzyńskich obrządków, składali ofiary z ludzi. Niesamowite zawsze było dla mnie jak faszyści, pozornie tak racjonalni i metodyczni w zabijaniu i prowadzeniu wojny, dali się opętać takim nieco mistycznym ideom. Wiedziałam, że jest to temat na kryminał. Pierwszy raz zmierzyłam się z nim w opowiadaniu „Memento”, które weszło do tomu „Zbrodnicze pióra”. Ale „Noc zimowego przesilenia” jest głębsza, mroczniejsza…
Ulubiony cytat, sentencja, wiersz?

Moje credo życiowe: „Wszystko jest trudne zanim stanie się łatwe”. Trzymam się tego!
Jak Pani odbiera dzisiejszy rynek czytelniczy? Polacy czytają mniej, a może nie jest tak źle? Jak to wygląda w Pani otoczeniu?

Zewsząd słyszę, że czytelnictwo sięgnęło dna, a właściwie dno odpadło, bo już większość Polaków nie czyta w ciągu roku żadnej książki, ale akurat w moim otoczeniu wszyscy czytają. Na pewno książki są zbyt drogie, ale to temat na inną dyskusję. Nie podoba mi się też, że wydawnictwa niejednokrotnie wolą publikować słabe książki autorów zagranicznych, niż sięgnąć po rodzimego pisarza, choć akurat w branży kryminałów bardzo się to zmienia na korzyść polskich autorów. Za mało jest kampanii promujących czytelnictwo. Przeczytałam gdzieś, że w Polsce wmówiono ludziom, że czytanie jest obciachowe i dlatego tak nam podupada czytelnictwo. No cóż, nie wiem, czy wmówiono „obciachowość” czytania, czy też po prostu internet i telewizja oferują treści, które są dla wielu osób atrakcyjniejsze niż książka. Obawiam się, że z czytaniem jest tak jak z umiejętnościami matematycznymi – gdy się zaniedba początki, trudno już to później nadrobić. Jeżeli dzieci nie polubią czytania, odpowiednio zachęcane atrakcyjnymi lekturami, będą stracone jako dorośli czytelnicy. A na listach lektur dalej zdaje się straszy „Anaruk, chłopiec z Grenlandii”, który moim zdaniem jest książką dla etnografów badających dawne obyczaje ludów północy, niż ciekawą pozycją dla współczesnego dziecka.

Dla mnie osobiście świat zmienił się drastycznie jak weszły gimnazja. Byłam ostatnim rocznikiem, który nie chodził do gimnazjum i nie wiem czy to system szkolnictwa, czy ciągły pęd ku rzeczom materialnym i fakt, że są na wyciągnięcie ręki zmienił ludzi czy coś całkiem innego, ale po prostu uważam, że dzisiejsze media, w tym Internet ogłupiają Nas. Mają swoje plusy, ale i także sporo minusów. Brak jest tego poszanowania dla posiadanych rzeczy, tego wysiłku, który kiedyś trzeba było włożyć. Teraz wpisuje się tytuł i już można ściągnąć książkę, film, muzykę bez żadnych problemów z różnych źródeł i uważam, że tu giną te ilości czytających osób – po prostu szara strefa. Moi rodzice zawsze uczyli mnie poszanowania dla czyjejś pracy, w dzisiejszych czasach to zanika niestety. Ludzie chcą mieć nie patrząc jakim kosztem i kto na tym traci.

Jeśli chodzi o polskich pisarzy, to jak już nie raz wypowiadałam się – po przez blogowanie poznaję ich naprawdę sporo i ubolewam, nad brakiem promocji ich książek. Poza tym tak jak Pani pisze książki są drogie, a jak już trafimy na promocje to bardzo rzadko nasi polscy pisarze są dostępni po niższych cenach, a podejrzewam, że to zniechęca sporą grupę osób.
Czytając i poznając polskich autorów po prostu pozostaję z nimi i w większości jestem niebywale usatysfakcjonowana ich twórczością. Uważam, że Polacy tworząc, lepiej niż inne narodowości potrafią Nas rozśmieszyć, wzruszyć lub po prostu zrozumieć naszą mentalność przez co także potrzeby czytelnicze. Jakie jest Pani zdanie w tej kwestii?

Na pewno świat sprzed powiedzmy dwudziestu lat (może nawet dziesięciu?) bardzo się różni od tego współczesnego. Ja pamiętam doskonale jak w latach 90. ludzie dosłownie rzucali się na książki, tłumaczenia, których nagle na rynku pojawiło się mnóstwo. To były głównie powieści sensacyjne Ludlum, Forsyth, MacLean, w niesamowicie kolorowych okładkach. Po tej szarzyźnie PRL-u, gdzie każda książka była „spod lady”, to ten nadmiar zachwycał. Wydawano też masowo świetną fantastykę. I potem, wydaje mi się, ten wielki pęd do książek i czytelnictwa się zahamował – cenami książek to raz, ale również przez spadek poziomu wydawanych publikacji – wychodziło tyle za przeproszeniem chłamu, że to działało zniechęcająco. Poza tym rozwinęła się telewizja, weszły setki programów, łatwiejszych w odbiorze niż książka. Myślę, że to jest lenistwo – nad książką trzeba się skupić, poświęcić jej kilka dni, a program rozrywkowy to papka, którą się biernie konsumuje. I tutaj ma Pani rację, że media ogłupiają. Kto ogląda TVP Kultura, czy kanały takie jak Kino Polska? Zapewne garstka ludzi. Ciągle jednak wierzę, że odpowiednie kampanie mogą nam uratować czytelnictwo. Ja to widzę u dzieci, z którymi się stykam. One lubią czytać, bo są do tego zachęcane.

Nie wiem, co Pani sądzi o kampanii telewizyjnej z udziałem polskich aktorek (jak widziałam Annę Muchę i Annę Dereszowską) promującą czytelnictwo? Moim zdaniem to jest krok w dobrym kierunku, aby książka stała się modna, trendy. Bardzo bym chciała, bo kto nie czyta książek wydaje mi się jakoś ubogi duchem.
e-booki, audiobooki, książki papierowe?

Bardzo walczyłam o to, żeby każda moja powieść ukazywała się jako e-book. Wierzę w rozwój tej formy publikacji książek. Audiobooki nie są dla mnie zbyt atrakcyjne, bo ja czytam bardzo szybko i taki rozwlekły tekst z głośnika po prostu mnie nuży – w tym samym czasie ja bym już przeczytała dużo więcej. Do książki papierowej zawsze będę miała sentyment, ale czytnik to biblioteka pod ręką. W zależności od sytuacji i nastroju mogę wybrać książkę, nie jestem skazana na tę jedną, którą mam w torebce.
Tak choćby „Cztery zbrodnie na cztery pory roku”, które napisała Pani wraz z Martą Guzowską – opowiadania lekkie i przyjemne, które nazwały Panie eksperymentem – czy udał się?

Tak. Powodzenie tego minibooka nas zaskoczyło. To jest zresztą bestseller wydawnictwa Legimi. Książka jest bardzo tania – kosztuje tylko 4,99 zł, bo nie chciałyśmy, żeby cena zniechęcała. Ja w ogóle uważam, że książkom dobrze by zrobiło, gdyby kosztowały góra 10-15 zł. Na pewno napiszemy kolejny taki minibook. I też będzie tani!
Będąc przy tej formie w Pani opowiadaniach często gości mistyka, która osobiście mnie zachwyca i to te opowiadania cenię najbardziej. Czy myślała Pani o powieści kryminalnej z wątkami mistycznymi?? Uważam, że takich książek jest stanowczo za mało na naszym rynku, a mistyka zawsze nęci.

Skoro tak Pani mówi, to spróbuję zrealizować moje marzenie. Zawsze chciałam napisać taki kryminał nieco mistyczny, ale nie wiedziałam, czy znajdzie czytelników. Widzę, że będzie miał jednego na pewno! Mnie też brakuje na rynku takich książek, więc chętnie zmierzę się z tematem. Ja mam zawsze dużo pomysłów, powiedziałam kiedyś, że gdy mi się wyczerpią pomysły, to przestanę pisać, nie będę niczego tworzyła „na siłę”. Mam więc dwa pomysły na kryminały – jeden to kontynuacja „Nocy zimowego przesilenia”. Bohater tej książki Artur Załuski zostanie kurierem AK i będzie brał udział w grze europejskich wywiadów w przededniu lądowania aliantów w Normandii. Drugi to kryminał całkowicie współczesny, ale właśnie ten byłby „wyposażony” w wątek mistyczny. Nadprzyrodzony, lekko związany z duchowością, ale nic więcej nie zdradzę!
Inne pasje poza pisaniem? Malarstwo? Gotowanie? Mistyka? Fotografia? Szycie?

Rozczaruję Panią – nie umiem gotować i nie mam zdolności manualnych. Prawdziwą torturą jest dla mnie pomaganie synowi w pracach plastycznych do szkoły. Kiedyś musieliśmy wspólnie udekorować jajo ze styropianu. To jajo stało się w naszym domu przysłowiowe, bo ja kompletnie nie miałam żadnej wizji, gdy się okazało, że jaja nie da się pomalować zwykłymi farbami. Zazdroszczę osobom, które potrafią takie rzeczy robić. Mnie to kompletnie nie wychodzi.
W ogóle nie czuję się rozczarowana, co prawda wyobraźni mi nie brakuje przy takich projektach, ale sama nie mam zdolności manualnych i wtedy kuleje wykonanie. Szycie to dla mnie mordęga, także rozumiem w pełni.
Jest Pani realistką czy marzycielką? Czy sny mają dla Pani znaczenie? 

Powiem tak – fabuła mojej najnowszej książki, a jest to kontynuacja najbardziej przez czytelników ulubionej mojej powieści, czyli „Magicznego miejsca”, wyśniła mi się kiedyś od A do Z. Myślę, że to jest dobra odpowiedź na Pani pytanie, czy wierzę w sny…
Zbrodnicze Siostrzyczki – chciałabym, aby opowiedziała Pani odrobinę o tej inicjatywie osobom, które jeszcze o niej nie słyszały.

O to jest bardzo ciekawa historia i chętnie opowiem ją czytelnikom Pani bloga. Zbrodnicze Siostrzyczki poznały się na Festiwalu Kryminału we Wrocławiu, na warsztatach literackich. To była nagroda w konkursie na opowiadanie kryminalne. Na marginesie powiem, że opowiadanie, które zgłosiłam na ten konkurs, to było właśnie „Memento”, pierwsza przymiarka do „Nocy zimowego przesilenia”. No i z przyjaźni „warsztatowej” wzięła się grupa pisarska i nasza strona, na której prezentujemy literaturę kryminalną www.zbrodniczesiostrzyczki.pl Strona jest bardzo popularna, patronujemy wielu znakomitym kryminałom, pisały o nas gazety na przykład „Polityka”, pokazywała nas telewizja. Siostrzyczki radzą sobie świetnie we własnej twórczości – Marta Guzowska w ubiegłym roku zdobyła nagrodę Wielkiego Kalibru dla najlepszej polskiej powieści kryminalnej za „Ofiarę Polikseny”, w tym roku była ponownie nominowana do tej nagrody za „Głowę Niobę”. Jesteśmy zatem pisarkami i popularyzatorkami literatury kryminalnej. Szczególnie promujemy polskie kryminały, zwłaszcza pisane przez kobiety.

Jak wygląda Pani wymarzony świat prawdziwy lub fikcyjny?

Pani Marto, pani pierwszej to powiem! Nigdy się do tego nie przyznałam i w sumie nie wiem, czy dobrze robię, ale niech będzie. Ja co prawda piszę powieści obyczajowe i kryminały, ale serce wyrywa mi się do fantastyki. Kiedy jestem zmęczona i zestresowana, wyobrażam więc sobie pewien świat, znajdujący się na odosobnionej wyspie. Nie jest to jednak wyspa idealna, czasem dzieją się tam rzeczy rodem z „Igrzysk śmierci”. Znajdują się tam różne artefakty pomocne w przeżyciu, albo po prostu… dziwne. Może kiedyś opowiem tę historię na kartach książki? Kto wie? Wymyślanie wyspy zawsze mnie uspokaja.

 

W dzisiejszych czasach słowo „recenzja” nabiera wielu znaczeń – co oznacza ono dla Pani i czego Pani po recenzji oczekuje?

Od razu powiem, że nie wiem, czy się powinnam wypowiadać. Bo ja jestem pisarką, ale pisuję też recenzje. Czyli stoję po obu stronach barykady, a tak podobno nie można. Ale ja jestem z wykształcenia teoretykiem literatury i czasem muszę, bo się uduszę, napisać recenzję.
Dla mnie jako czytelnika recenzja musi być szczera. Uważam, że ślepym zaułkiem są recenzje przypochlebne, żeby się autor/wydawnictwo nie obraziło. Nikt się na mnie nie obraził za krytykę, gdy wyłożyłam swoje racje rzeczowo, nie emocjonalnie. Zresztą recenzja jako subiektywny sąd zawsze będzie indywidualnym zdaniem recenzenta/czytelnika.
Jako autor chętnie widzę recenzję krytyczne – zawsze dają mi materiał do przemyśleń. Oczywiście, nie zawsze się zgadzam z uwagami, ale chętnie się nad nimi zastanawiam. I tutaj z kolei za całkowicie błędne podejście uważam dyskusje autora z krytycznymi recenzjami. Moim zdaniem autor jest w takim starciu na straconej pozycji. Zawsze jakoś to żałośnie wygląda, gdy stara się wytłumaczyć głębie swego utworu recenzentowi, a jeszcze gorzej, gdy zaczyna recenzenta tępić i obrażać. Nie tędy droga. Każda książka znajdzie entuzjastów i krytyków, nie ma pozycji, która podobałaby się wszystkim.
Jak z Pana perspektywy powinna wyglądać dobra „recenzja/opinia” – jej składowe? Jakie cechy powinien mieć potencjalny recenzent i jego strona? 

Ja szukam recenzji rzetelnych i takie staram się sama pisać. Przede wszystkim – wiadomo – nie streszczamy utworu, nie psujemy przyjemności czytelnikom, no ale to jest elementarz. Ja lubię takie mocno analityczne recenzje, porównanie do innych utworów. No i na koniec własna opinia recenzenta – zawsze jestem jej ciekawa.
W swoim dorobku ma Pani kilka powieści, sporo opowiadań – jakieś rady dla początkujących pisarzy?

Jak to ktoś powiedział „pisarzami nie zostają najlepsi, ale najwytrwalsi”. To jest zawód dla ludzi o tak zwanych twardych pośladkach, bo to się przydaje, gdy nie raz i nie dwa dostanie się kopniaka. Nie należy się przejmować odmowami wydania i próbować nadal. I ciągle pisać. Gdy wyjdzie jedna powieść, natychmiast proponować następną. Pracowitość i samodyscyplina to klucz do sukcesu. Pewnie odarłam teraz tę profesję z nimbu romantyczności, ale tak jest – trzeba bardzo dużo pisać, bo im więcej się pisze, tym lepiej się to robi.
Aha – i trzeba brać udział w konkursach literackich. To zawsze procentuje – po pierwsze można wygrać, po drugie sprawdzić się w większej konkurencji.
Wszystkim piszącym życzę powodzenia!

A ja dziękuję za pasjonującą rozmowę. 

Translate »